Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

ków swego działu, lecz i z całego Mundusu. Ten bił się z żoną i przychodził podrapany, inny formalnie głodził się, bo kupił na raty plac w Piasecznie, inna miała narzeczonego, lecz chodziła po kinach z takim facetem od wyścigów, a prawie każdy pozatem w biurze robił coś komuś na złość, przewracał do góry nogami kartotekę, zamazywał najpotrzebniejsze pozycje w tabelkach, palił nieznośne papierosy, a wogóle opowiadał niestworzone rzeczy o kolegach.
Atmosfera w biurze, jak to zauważyła, uzależniała się głównie od dwóch czynników: od pogody i od daty wypłaty pensyj. Im dalej było od pierwszego i im gorsza pogoda, tem bardziej atmosfera stawała się kwaśna, zjadliwa i naładowana elektrycznością.
Wszystko to oczywiście blisko obchodziło Annę, gdyż nie tylko odbijało się na wydajności pracy, lecz i na jej własnem usposobieniu. Zdążyła zauważyć, że dział turystyczny najlepiej i najsprawniej pracuje przez kilka dni po każdej wielkiej burzy, kiedy wszyscy byli pokłóceni, nie rozmawiali ze sobą i tylko czyhali, by przyłapać kogoś na błędzie, opóźnieniu czy nieścisłości. Wówczas wybuchał krótki skandalik i robota szła zawzięcie. Anna jednak w takich dniach czuła się wprost nieszczęśliwa. Nie umiała oddychać takiem ciężkiem powietrzem i robiła wszystko, by doprowadzić do jakiej takiej zgody.
O ile orjentowała się, ją samą lubiano o tyle, że docierające do niej plotki o jej prywatnych sprawach nie miały zbyt wiele złośliwości. Mężczyźni nadskakiwali jej z umiarem i szacunkiem, kobiety nie miały powodu do zazdrości, gdyż starała się ubierać zawsze najskromniej, a żadnego z urzędników nie kokietowała. W biurze naturalnie było kilka par zaręczonych, zaręczonych mniej lub więcej skutecznie, co w żaden sposób nie dawało się ukryć przed bacznemi spojrzeniami tego ma-

182