Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

— Należało mi o tem powiedzieć wcześniej — skrzywił się dyrektor.
— Miałam nadzieję doprowadzenia rzeczy do porządku we własnym zakresie, ale skoro moje napomnienia uznane zostały za szykany, nie widzę powodu do robienia wysiłków.
— Zatem żąda pani wydalenia Fuchsówny i Kątkiewicza?
Anna bez namysłu odpowiedziała:
— Tak, panie dyrektorze.
— Dobrze... Hm... zechce pani w ciągu najbliższych dni przedstawić mi konkretne wypadki.
— Jak pan dyrektor sobie życzy.
Nazajutrz po tej rozmowie przyszły jej jednak refleksje: w gruncie rzeczy ci oboje nie byli gorsi od innych, od reszty pracowników, z których każdemu to lub owo dałoby się zarzucić. Zwlekała tedy z dostarczeniem Minzowi dowodów przeciw nim w nadziei, że on zapomni i wszystko będzie postaremu. Jednakże Minz nie zapomniał. Przy lada sposobności wracał do tej sprawy, domagając się obiecanych dowodów. Jakkolwiek irytowało to Annę, jakkolwiek dopatrywała się w postępowaniu Minza objawów jego niedobrego charakteru, tem niemniej musiała dotrzymać słowa, o co zresztą nie było trudno. Kilka szybko po sobie zaszłych okazyj doprowadziło do nieuniknionej konsekwencji; przed pierwszym Kątkiewicz i Fuchsówna otrzymali wymówienia.
Anna, która musiała podsygnować listy z wymówieniami, od rana chodziła jak struta. Zdawało się jej, że w spojrzeniach wszystkich kolegów dostrzega potępienie i niechęć. Kątkiewicz ukłonił się jej ze zwykłą swobodą i jakby z ironją, natomiast Fuchsówna przez cały dzień miała zapłakane oczy, a przed siódmą przyszła do

184