Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

a nad kuzynką odczuwała swoją przewagę, przewagę bliżej nieokreśloną, może polegającą na fakcie istnienia Lituni, a może na tem, że w gruncie rzeczy tryb życia Żermeny uważała za bezcelowy i naganny. Ze swej strony Żermena znacznie ostrzej potępiała Annę za jej „mieszczańską solidność“ i bez obsłonek wytykała jej to przy lada sposobności.
— Marnujesz się w tym Poznaniu — mówiła i teraz, wyginając przed lustrem swoje ciało dziewiętnastoletniej dziewczyny — marnujesz się. Zawsze miałam uprzedzenie do ludzi o rybiem nazwisku. Karol zleszczył cię, zrybił. I ta atmosfera poznańska! Boże!... Świniobicie, o jedenastej całe miasto śpi, nudy piekielne... Nie wiem, ja stałabym się chyba ostrygą, gdyby zmuszono mnie tam mieszkać... Nie znajdujesz, że mi trochę piersi zeszczuplały?
— Owszem... A co do Poznania... Właśnie przenoszę się do Warszawy.
— To skutek masażu. Co drugi dzień godzina i gimnastyka. Radzę ci, zrób to samo. Aha! Przenosisz się? Do Warszawy?... Brawo!
— Znalazłam tu posadę — smutno uśmiechnęła się Anna.
— Masz zupełną rację. Puść go w trąbę. Właśnie wczoraj mówiłam o was z mamą. To skandal, żeby Karol nic nie zarabiał. Mama jest zupełnie tego samego zdania.
— Ciocia nie lubi Karola i nie zawsze bywa dlań sprawiedliwa.
— Ślamazara i tyle.
W istocie Anna pocichu sama tak myślała, uważała jednak za konieczne wystąpić w obronie męża, zwłaszcza przed Żermeną. Przecież to nie jego wina, że bankrutują największe przedsiębiorstwa. Był radcą prawnym takiego dużego banku, jak Bank Wielkopolski

17