ustosunkowywały się do rodzonych matek, cóż byłyby warte szczytne hasła głoszone przez panią Grażynę Jelską-Szermanową, senatorkę i prezeskę, której jubileusz dziś obchodzono! Czyż to nie ironja losu, że właśnie ona jest skazana na takie dzieci, na taki dom rodzinny, pusty, zimny, obojętny, dom, w którym nic mieszkańców nie łączy...
— Gdyby żył Antoni — pomyślała o mężu i szybko odrzuciła tę nieszczerą próbę przeciwstawienia.
Wiedziała dobrze, że i Antoni nie był jej bliższy.
— Jakaż ja jestem samotna, jakaż ja jestem samotna — powtarzała cicho, opierając się o ścianę — samotna i stara...
I nagle zjawiło się pytanie — za co? Czem sobie na to zasłużyła ona, która przez pięćdziesiąt lat wyrzekała się siebie, wyrzekała się rozrywek, balów, strojów, wyrzekała się wszelkich radości?... Czem zawiniła?...
Zegar w jadalni wybił ósmą.
Pani Grażyna ścisnęła palcami skronie i wolnym zmęczonym krokiem przeszła do siebie. Nie zadzwoniła na służącą. Sama nałożyła kapelusz i futro. Futro było ciężkie. Czuła się dziwnie zmęczona i osłabiona. A przytem wydało się jej, że w pokoju jest duszno.
Na dworze był mróz, za silny mróz, gdyż również utrudniał oddech. Na dole czekał samochód, przysłany przez panią Jabrzemską, zawsze taką uważną i uprzejmą. Wielka czarna limuzyna o miękkich poduszkach obitych zamszem. Niesie tak cicho i lekko, że wystarczy przymknąć oczy, by stracić wrażenie ruchu. Pani Grażyna otworzyła je dopiero wówczas, gdy samochód się zatrzymał przed jaskrawo oświetlonym hotelem.
Jakżeby chętnie kazała szoferowi zawrócić. Położyłaby się do łóżka. Naprawdę była zmęczona, jak nigdy. A tu tyle świateł, tyle ludzi. Już w szatni powtórzyło się to przebicie w sercu, które poraz pierwszy od-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.
193