Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

— To jasne.
— Oczywiście. W piątek jadam kiełbasę, sypiam z kobietą na łóżku niepokropionem wodą święconą, należę do gminy bezwyznaniowej i zajmuję się naukami przyrodniczemi. Kto jestem? — Materjalista. Powinienem z obowiązku lekarskiego tu siedzieć, ale jak mi ciocia jeszcze powie, że mój światopogląd opiera się na pochodzeniu człowieka od małpy, to sobie pójdę. To jest dobre na posiedzeniu związku służby domowej. Do licha, oczywiście, że materjalizm, z którym ciocia tak walecznie wojuje jest wiarą, a raczej był wiarą w dziewiętnastym wieku. Ale że dziś wogóle nie istnieje, więc jest to walka z urojonym wrogiem. To zadziwiające, jak instytucja wroga jest potrzebna. Ludzie nie wytrzymaliby z nudów, gdyby nie mogli czegoś zwalczać. Obawiam się, że tkwi to w instynkcie.
— Ja myślę, że w dążeniu do prawdy.
— Dążenie do prawdy przez rozprute flaki bliźniego. Ale wróćmy do materjalizmu i jego spraw. Oczywiście ciocia nie czyta takich heretyków, jak Bergson, Henryk Poincaré, czy Jeans? Więc nie wie ciocia, że współczesny materjalizm doszedł do zaprzeczenia samej swej nazwy, że odkrył, iż najdrobniejsza cząstka materji, elektron, nie jest materją, tylko wiązką fal, że materji zatem wogóle niema, że stanowi ona jedną z krótkotrwałych faz energji, że istoty tej energji nie znamy, że być może jest ona energją woli, lub myśli?...
Pani Grażyna spojrzała nań uważnie. Nerwowa twarz Władka skurczyła się jakoś dziwnie, palce jego ręki kurczyły się i rozprężały, a oczy w półmroku zdawały się świecić. Nigdy go takim nie widziała. Nadto jego słowa zdziwiły ją również.
— A cóż jest źródłem tej energji, tej woli, czy myśli? — zapytała.
Zaśmiał się krótko i urwał:

200