lecz wyglądał na pogrążonego w poprzednich rozmyślaniach. W gardle czuła coraz silniejszy ucisk, a w sekundę potem nastąpiło gwałtowne dwukrotne przebicie i serce zaczęło cichnąć.
— Umieram — pomyślała.
Chciała przynaglić Władka, żądać odeń ratunku, prosić, by telefonował po innych lekarzy, lecz nie mogła do tego się zmusić. Nogi i ręce lodowaciały, tył czaszki uciskał jakąś niezrozumiałą próżnią, w oczach robiło się ciemno, a słuch stał się tak ostry, że słyszała teraz nie tylko konające bicie własnego serca, lecz także oddech Władka, cykanie jego zegarka, cykanie zegara na serwantce i chrapanie Kuby w czwartym pokoju.
— Czuję się źle — powiedziała ledwie poruszając wargami.
— Niech ciocia oddycha głęboko — odpowiedział — jeszcze głębiej, a ręce wyżej. Głębiej, dłuższy oddech.
Sam wstał, wziął swój neseser lekarski i coś wyjmował. Śledziła go z przerażeniem. Wiedziała, że robi wszystko szybko i sprawnie, ale nie przemawiało to do jej strachu. Ileż dałaby za możność krzyknięcia:
— Prędzej, prędzej, bo będzie zapóźno! Umieram!
Rozumiała, że Władek zdaje sobie sprawę z jej stanu i że przygotowuje zastrzyk kamfory. Nieraz słyszała, że umierającym dla wzmocnienia działalności serca wstrzykuje się kamforę. Chciała go prosić o największą dawkę, chociaż już nie wierzyła w możność ratunku. Gdy on będzie wbijał igłę w jej ciało, będzie to już ciało trupie... Wyobraźnia podsuwała dalsze obrazy. Zbudzą Kubę, tego biednego głupiego chłopca, który prawdopodobnie nie ogarnie straty, jaką poniósł, zawiadomią Wandę... Wanda brzydzi się umarłych... Wątpliwe, czy wogóle przyjdzie. A później katafalk i pogrzeb... Śmierć, czemże i w czem jej śmierć zmienić
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.
202