Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

palić na stosie. Wzbudzał w niej pewną sympatję. Władek nie miał może tego ognia, lecz miał coś bardziej niespodziewanego: uczucie. Doskonale to widziała. Człowiek, którego uważała za niezdolnego do jakichkolwiek uczuć... Zatem tylko pozował na swój sceptycyzm, cynizm i niesmaczny nihilizm moralny.
Właściwie mówiąc niewiele o nim wiedziała. Ich rzadkie rozmowy ograniczały się do nieprzyjemnych utarczek, ze strony Władka nieprzyzwoitych i niestosownych. O jego życiu prywatnem zrzadka tylko dobiegały ją informacje: zdał egzaminy, otrzymał dyplom, otworzył własny gabinet, zamieszkał z jakąś rozwódką. I to wszystko. Słyszała jeszcze, że powodzi mu się źle, że zarabia niedużo. Z jej dziećmi nie utrzymywał żadnych prawie stosunków. Nigdy nie pomijał sposobności do zadrwienia z Wandy, lub Jakóba. O Wandzie powiedział kiedyś:
— Ona przeżywa w swoich artykułach wzruszenia erotyczne całej ludzkości.
Dodał jeszcze do tego coś dwuznacznego, czego pani Grażyna nie chciała pamiętać i nie pamiętała. O Kubie zaś mówił:
— Gdyby między jedzeniem i spaniem znalazł on czas na myślenie, myślałby co zjeść i kiedy się przespać.
Pani Grażyna nigdy nie zastanawiała się nad słusznością czy niesłusznością podobnie złośliwych opinij Władka o jej dzieciach. Poprostu wszelkich opinij Władka nie przyjmowała do wiadomości. Odrzucała je a priori. Słuchając go, bardziej niż kiedykolwiek ulegała nawykowi wielokrotnej przewodniczącej, która niepożądanemu mówcy w pewnym momencie odbiera głos i zarządza skreślenie jego przemówienia z protokulu.
Jednakże teraz odczuła wprost potrzebę znalezienia

205