wiście dowiedziała się o tem w Towarzystwie Dobroczynności. One tam zawsze wiedzą wszystko... Dziewanowski, o ile mogła zauważyć, nie przychodził nigdy do Anny, natomiast kilka razy spotkała ich razem na mieście. Wyglądali, jak zakochani.
Pewnego dnia pani Grażyna spytała Annę:
— I cóż z twoim mężem? Przecie to niepodobieństwo, by mężczyzna z fachem w ręku, rozporządzający niejakiemi stosunkami nic nie zarabiał.
— Na szczęście chociaż ja teraz zarabiam nieźle — odpowiedziała Anna — Karol jest bardzo ciężki i różni ludzie zabierają mu interesy z przed nosa... Zresztą mężczyźni wogóle nie umieją sobie radzić.
— Za czasów mojej młodości było inaczej — westchnęła pani Grażyna i przypomniała sobie, co się za czasów jej młodości działo na Polesiu. Młodzi ludzie chyłkiem wracali z powstania, z zagranicy, z Syberji i jakże świetnie dawali sobie radę na roli, zabierając się własnoręcznie do pługa. Wszystkim było ciężko. W milczeniu zaciskano zęby i pracowano. Cicho płakano po zabitych, nie mówiono, nie wspominano o powstaniu. Panie chodziły w grubej żałobie, a panowie nie śmieli się nigdy.
Dwór w Sochowie pełen był jednak ludzi, dzielnych mężczyzn, którzy pod przybranemi nazwiskami ukrywali się tu jako praktykanci, parobcy, rezydenci. Dwór Jelskich był jakby etapem, skąd przemycano do dalszych stron nieszczęsnych rozbitków, tragicznych bohaterów. Trzeba było z niezwykłą ostrożnością wyszukiwać dla nich dzierżawy, posady, lub chociażby bezpieczne kąty. Wtedy to poznała Antoniego. Był młody i całą duszą oddany sprawie. Przyjeżdżał nocami i za każdym razem zabierał tego czy innego, by zawieźć go do Warszawy i umieścić w jednej z fabryk swego ojca. Ryzykował własną wolnością i majątkiem, bo konfiskaty sypały się
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.
214