Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

Grażyna wyłączyła kontakt i poprawiła jasiek. Czuła się znacznie lepiej, prawie zupełnie dobrze. Trzeba teraz zasnąć, myślała, a jutro wstanę zupełnie zdrowa. Ten Władek nie ma pojęcia o medycynie.
Nazajutrz jednak okazało się, że miał pojęcie. Po śniadaniu, które pani Grażyna zjadła już ubrana przy stole, przyszedł nowy atak, tym razem połączony z ostrym bólem w okolicy serca i w lewej ręce. Jednocześnie ogarnął panią Grażynę paniczny lęk śmierci. Służący wytelefonował lekarza, a ten nie ukrył przed pacjentką poważnego stanu jej choroby: angina pectoris nerwicowa na tle silnie rozwiniętej arterjosklerozy. Rzecz nie byłaby sama przez się niebezpieczna, gdyby nie niedomykalność zastawek. Dlatego trzeba stanowczo leżeć w łóżku. Spokój, cisza, lekkostrawne pokarmy i żadnego wysiłku fizycznego.
Teraz już pani Grażyna wiedziała, że jest ciężko chora, że nie tylko musi zrezygnować z dotychczasowego ruchliwego życia, lecz i z życia wogóle. Nie przerażało jej to wcale. Śmierć leżała w programie naturalnego porządku rzeczy, a skoro, wprawdzie niespodziewanie, dowiedziała się, że i jej to dotyczy, przyjęła wiadomość spokojnie. Narazie lekarz zabronił wszelkich wizyt, a i wogóle ich nie zalecał, lecz musiała wezwać rodzone dzieci, by im zakomunikować stan rzeczy.
Kuba wysłuchał wszystkiego, dłubiąc z zakłopotaniem w zębach i powiedział:
— To doprawdy bardzo przykre, ale cóż ja na to poradzę?... Ech... jeszcze się mamie polepszy.
Pocałował matkę w rękę i poszedł do swego pokoju, gdyż miał pilną robotę. Pani Grażyna wiedziała, że układa pasjansa.
Wanda przyjść nie mogła. Zatelefonowała, że jest bardzo zajęta i zjawiła się dopiero po dwuch dniach, kiedy już była pielęgniarka. Nawet nie umiała wysilić

216