Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

się na zdawkowe współczucie. Oświadczyła, że „mama wygląda wcale nieźle, a lekarze często się mylą“, poczem zaczęła opowiadać o swojej szwaczce, której córka, osiemnastoletnia dziewczyna, została porzucona przez pewnego telegrafistę, i jacy są ludzie...
— Przestań — przerwała pani Grażyna.
— Czy to mamę męczy?
Nie odpowiedziała, dając tylko ręką znak, by odeszła. Wstydziła się tej paplaniny córki, przy pani Jankowskiej, byłej woźnej, pełniącej obecnie funkcje pielęgniarki. Wanda była zawsze zimna, lecz ta obojętność to wynik zgubnych wpływów Szczedronia.
Po wyjściu Wandy pielęgniarka powiedziała:
— Przypadkowo znam tę historję, proszę pani, bo to w naszej kamienicy, na Kopernika pod siódmym...
— Jaką historję? — zdziwiła się pani Grażyna.
— Tej córki krawcowej, proszę pani. To bardzo ładna dziewczyna i zdolna. Skończyła szkołę powszechną z odznaczeniem, a szyje nawet lepiej od matki, wprawdzie wolniej, bo to jeszcze wprawy takiej nie ma, ale ja, proszę pani, wolę jej robotę, bo i ściegi równiejsze stawia i wszystko zawsze wyszykuje jak się należy. Wprawdzie czasem spóźni o dzień, dwa, ale proszę pani, jak ma być zła robota, to już wolę poczekać. Otóż rzeczywiście ta Felka, córka krawcowej, Jamiołkowskiej, chodziła z takim telegrafistą, nawet niczegowaty chłopak, i czyściutki i grzeczny, bywało na schodach zawsze drogi ustąpi. Ktoby to, mój Boże, pomyślał, że ją porzuci!? A wszystko przez te girlsy!
— Przez kogo?
— Przez taką girlsę, proszę pani, co to w teatrze tańczy. Zapoznał ją gdzieś, nie powiem akuratnie gdzie, bo nie wiem, ale szast prast z pieniędzy się wysupłał i do zajęcia nie tak już sumiennie uczestniczył. To i wyleli. Patrzę ja, a on znowu zaczął chodzić do Ja-

217