Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

czyna w oczach już zaczęła zmieniać się, a matka jak w dym do córki szanownej pani, do pani Szczedroniowej, że to oni tam umieją te literaty robić, żeby dzieci nie było. Pani Szczedroniowa wzięła dziewczynę na bok i dalejże ją przekonywać, żeby głupstwa nie robiła, że bólu nijakiego nie będzie i nagwałt żeby się psuła. A ta mała ani rusz. — Chcę mieć dziecko — powiada — i koniec. To matka, długo nie namyślając się wygoniła ją z domu, wstydu przed oczami żeby nie mieć. A Felka nic. Poszła, no i...
Pani Grażyna nie słuchała. Cóż ją to mogło obchodzić. Zapewne, dziwaczny objaw społeczny, skutek przewracania młodzieży w głowie. Właściwie mówiąc nawet ciekawy temat do poruszenia w Obywatelskim Związku Kobiet... I cóż z tego, skoro już nie ona mogłaby zabrać głos i wskazać słuszne drogi postępowania. Jeżeli dawniej mogła z powagą i nie ukrywając zainteresowania słuchać nawet zwykłych plotek, gdyż wszyscy wiedzieli, a i ona sama była przeświadczona, że plotki te są wartościowym materjałem do rozważań społecznych, jako pewne charakterystyczne przejawy otaczającego nas życia, — dzisiaj zajmowanie się czemś podobnem poniżałoby tylko jej godność.
Dlatego często przerywała opowiadania gadatliwej pielęgniarki, czasami nawet w momentach istotnie zaciekawiających. Tak, mówiły one o życiu, które toczy się dalej i będzie toczyło się mimo niej, bez jej udziału i wpływu. Została wyrzucona z nurtu na jakiś brzeg, skąd już niema powrotu, gdzie pozostanie bezużyteczna i nikomu niepotrzebna do końca.
Póki pracowała, działała, skupiała w swoich rękach nici wielu spraw, jej samej zdawało się, że jest niezastąpiona, że przedłużenie o tydzień jej wypoczynku na wsi wywoła niepowetowane straty w biegu spraw publicznych. Dzisiaj aż dziwiła się jasności, z jaką wi-

219