Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

zainteresowanie skupia na powszednich sprawach domowych, ojciec na sesjach i fabryce, a Ryszard to wogóle naiwny młokos.
Gdy wracała do domu, była przygotowana na to, że znajdzie odpowiedni moment, by zaimponować im którymś z świeżo zasłyszanych w Kolchidzie poglądów. Oczekiwała sprzeciwu, a może nawet zgorszenia, lecz tak była pewna słuszności tych poglądów, że gotowała się bez obawy do dyskusji. Tymczasem wszystko spełzło na niczem. I to przez Rysia. Aż dziwne, jaki on jeszcze głupi, jak zacofany!
Zniechęcona oświadczyła, że boli ją głowa i położyła się do łóżka. Zasnąć jednak nie chciała i nie mogła. Wrażenia wieczoru były zbyt głębokie, zbyt rewelacyjne. Już nawet mniejsza o sam fakt poznania tych wszystkich znakomitości, mniejsza o łechczące poczucie zainteresowania, a może zazdrości, jakie czytała w natarczywych spojrzeniach publiczności, przyglądającej się jej, zwykłej sobie pannie Bubie Kostaneckiej, siedzącej w gronie kwiatu intelektualizmu polskiego.
Ale w jej głowie zaszedł przewrót tak szybki, tak niespodziewany, a tak mocny, że wprost upajał. Mówiąc poprostu, dotychczas była głupią gęsią. Patrzyła na świat i jego sprawy, na ludzi i ich życie nic nie widzącemi oczyma. Bez kwestji zastanawiały ją niektóre rzeczy, wydawały się niesłuszne, lub sprawiedliwe, a najczęściej dziwne i przedewszystkiem niezmiernie skomplikowane.
I nagle wszystko stało się przeraźliwie jasne.
Po wyjściu z Mundusu spotkała przypadkowo panią Szczedroniową. Gdy kłaniała się jej, miała obawę, czy pani Szczedroniowa ją pozna. Dotychczas widziały się tylko raz i to króciutko. Jednak poznała. Była odrazu tak miła, że zwróciła uwagę na krój futra Buby i jej czapeczkę. Aprobata dobrego gustu z ust takiej kobiety

224