nią, ona, żywy przykład owocności tych haseł, które odbudują ludzkość.
Nie omyliła się. Gdy wróciła na Polną, pani Grażyna była już w domu. Właśnie podawano do obiadu. Pani Grażyna w salonie zajęta była przeglądaniem grubych maszynopisów. Przywitała Annę z tą czarującą serdecznością, która wprawdzie onieśmielała, lecz jednocześnie dawała pewność przychylnego i łaskawego wysłuchania zwierzeń.
— Cieszę się, żeś przyjechała, moje dziecko — pocałowała ją w czoło pani Grażyna — jakże tam w poznańskiem Społecznem Zjednoczeniu Kobiet?
— Właśnie jutro mają być wybory i głosowanie nad rezolucją.
— To musi być przeprowadzone — zaczęła ostro pani Grażyna — nie wątpię, że potrafisz tego dopilnować. O której wracasz?
— Ja nie wracam, ciociu. Rezolucja napewno przejdzie. Pani Hopferowa dopilnuje. Co do mnie zaś... Zostaję w Warszawie.
— Jakto?
Anna opowiedziała wszystko, tłumacząc się, że nie pisała dotąd o trudnościach pieniężnych Karola, nie chcąc cioci zabierać czasu, że jednak sądzi, iż postąpiła zgodnie z obowiązkiem. Pani Grażyna wysłuchała wszystkiego ze skupioną uwagą, poczem wstała i uściskała siostrzenicę.
— Wzruszyłaś mnie, Anko. Zachowałaś się jak kobieta godna tego imienia. Niedaleki już jest czas, kiedy posiew idei da powszechne i obfite plony
Chrząknęła i dodała innym tonem:
— Swoją drogą, twoje przeniesienie do Warszawy ma jedną złą stronę: poznańskie Zjednoczenie straci jedną z najlepszych członkiń. Czy jesteś zupełnie pewna Hopferowej?
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.
21