Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziękuję pani. Tymczasem nie. Dobrzy ludzie przygarnęli mnie, znajomy doktór zajrzy od czasu do czasu, dziecko dzięki Bogu, zdrowe..
— Czy to synek?
— Tak, proszę pani. Dziękuję za życzliwość.
— I... i nie żałuje pani — zawahała się Buba — nie żałuje pani tego, co się stało?...
— Gdybym i żałowała, — odpowiedziała Felka — to nie wiele pomogłoby, ale co mam żałować? Z głodu nie umrę, tak czy inaczej na siebie i na dziecko zarobić potrafię.
— A nie będzie pani miała trudności ze znalezieniem pracy?
— Komu teraz łatwo o pracę?
Buba zamyśliła się:
— Gdy pani wyzdrowieje, napewno dla pani zajęcie znajdę. Poproszę ojca, a on już to zrobi.
— Bardzo dziękuję.
— A teraz pani niczego nie trzeba?
— Niczego, dziękuję pani.
Z końca izby odezwał się ostry głos praczki:
— Co głupia gadasz! A to nie możesz panienki poprosić, żeby ci jakiego lepszego jedzenia przyniosła. Bo to proszę pani, jak jest karmiąca to nijak samemi kartoflami i kaszą żyć.
— Ależ naturalnie, naturalnie — zerwała się Buba.
Chciała zaraz zbiec nadół i kupić śmietanki, czekolady, bułek, owoców, lecz gospodyni zaproponowała:
— Jak pani da pieniędzy to mój syn skoczy.
— Bardzo pani dziękuję — ucieszyła się Buba i podała jej banknot.
Praczka spojrzała na banknot, zerknęła na syna, zawahała się i obtarła ręce:
— To już ja sama lepiej pójdę.

238