Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

nej z domu zato, że urodziło się jej dziecko — wypaliła jednym tchem.
— Ty? Z kim?...
— Sama. Dlaczego koniecznie miałabym być z kimś?
Pani Kostanecka odłożyła trzymany w ręku pęk kołnierzyków i zapytała:
— Co ty mówisz, dziecko drogie!
— Czy popełniłam przez to coś nieuczciwego, czy hańbiącego, że chciałam przyjść z pomocą nieszczęśliwej? — podniosła głowę Buba.
— Popełniłaś błąd, ukrywając to przedemną. Cóż to za dziewczyna?
— Córka ubogiej szwaczki. Nazywa się... zaraz, mam tu zapisane... Felicja Jamiołkowska.
— Któż cię namówił do... tych odwiedzin, pani Szczedroniowa?
— Nikt mnie nie potrzebował namawiać. Sama postanowiłam zająć się tą Felką i jej maleństwem. Mamusia wciąż wyobraża sobie, że jestem podlotkiem, a proszę mi wierzyć, że ja niejedno wiem i niejedno bardzo dobrze rozumiem. Bo jeżeli...
— Poczekaj — przerwała pani Kostanecka — zdaje się że idzie tu ojciec.
— Więc cóż z tego?
— Nie zechcesz chyba zmartwić go swoim wybrykiem. Daruj ale inaczej tego nazwać nie umiem.
— Ja — zimno odpowiedziała Buba — jestem wręcz odmiennego zdania, a przed ojcem nie zamierzam robić tajemnicy, gdyż musi wystarać się o posadę dla Felki.
W drzwiach ukazała się wielka postać pana Kostaneckiego:
— A jesteś, kuchassju, gdzieżeś to była? No dzieńdobry, nie widziałem cię jeszcze dzisiaj. Zmarzłaś, co?
— Nie tatuniu — pocałowała go w policzek — było tam nawet duszno, bo właśnie prano bieliznę. Ja byłam

242