Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

a od tak postępowej osoby, jak pani Wanda, mogła oczekiwać swobodnego potraktowania każdego, bodaj najdrażliwszego tematu.
Rozmowa szybko zeszła na interesującą kwestję małżeństw koleżeńskich, które pani Szczedroniowa uważała za najpilniejszą reformę społeczną.
Buba czuła się spoczątku trochę dziwacznie w tem dziwacznem mieszkaniu. Oczekiwała, że lada chwila może przyjść albo mąż pani Szczedroniowej, albo ktoś z Kolchidy. Gdy jednak dłuższy czas były same, zauważyła w myśli, że znajduje się w cokolwiek śmiesznem położeniu: nie można przecie ograniczyć swojej roli w rozmowie do ustawicznego potakiwania. Dłuższy czas głowiła się nad wynalezieniem jakiejś wątpliwości, czy sprzeciwu. Wkrótce też nadarzyła się ku temu sposobność.
Pani Wanda mówiła właśnie o szczęściu i o postępie, który człowiekowi zapewni szczęście przez umożliwienie korzystania z dobrodziejstw swoich zmysłów. Tu Buba przypomniała słowa ojca i odpowiedziała:
— Jednakże wie pani, że niezupełnie z tem się zgadzam.
— Z czem? — zdziwiła się pani Szczedroniowa.
— Z tem, że szczęście leży w ułatwianiu życia. Człowiek prawdziwie kulturalny wyszukuje nawet sobie utrudnienia i dopiero w pokonywaniu ich znajduje szczęście.
Pani Wanda zamyśliła się.
— Naprzykład poco gramy w szachy? — dodała Buba — albo dlaczego narażamy się na niebezpieczeństwa, zdobywając Ewerest?...
Pani Szczedroniowa skinęła głową:
— Ma pani rację. Prawdziwe szczęście osiągamy nie w dziedzinie materjalnej, lecz powinniśmy walczyć o to, by nie odbierano człowiekowi jego praw do szczęścia naturalnego, wyznaczonego mu przez przyrodę. Szczę-

263