Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

ność: ten twój Dziewanowski również wygląda jak z krzyża zdjęty.
Anna zaczerwieniła się.
— O, teraz wyglądasz zupełnie dobrze — powiedział rzeczowo — kobiety nawet nie przypuszczają, że opinję o ich wstydliwości zawdzięczają nieposłusznym odruchom vasomotorycznym, znacznie silniejszym u kobiet niż u mężczyzn. Właśnie dzisiaj rozmawialiśmy o tem z twoim szwagrem...
— Ze Szczedroniem?
— Tak. Przychodzi dość często do Kolchidy.
— Szczedroń? — zdziwiła się.
— Tempora mutantur. Podejrzewam, że robi to dla tego bałwana Rokoszczy, wiesz, tego kretyna, co sypia pod fioletową kołdrą i jest magiem, czy kapłanem tej zgrai ezoterycznych tumanów.
— Teozof!
— Aha, coś w tym guście. Antropozof, pflanza mistrza Rudolfa Steinera. I jak wogóle można wymyśleć sobie takie nazwisko: Rokoszcza! Naturalnie, już to samo nazwisko wystarczyłoby Wandzie, a weź pod uwagę, że dochodzi jeszcze fioletowa kołdra!
— Czy chcesz przez to powiedzieć, że Wanda?...
— Sypia pod nią?... To żadna tajemnica. Facet ma czarną brodę i obwieszony jest amuletami, niczem cudowny obraz. Oczywiście, Szczedroń znowu wyłazi ze skóry, bo Wanda wywraca cały dom do góry nogami: fioletowe tapety, fioletowe firanki, fioletowy papier klozetowy. Bo przestrzeń nieabsorbująca jest zabójcza, uważasz, dla fluidów nadmagnetycznych i facet, ów homo Rokoszcza, nie może przesiadywać w mieszkaniu, w którem zatraca apocentryczne emanacje jaźni, czy coś w tym guście. To przecie bardzo proste. A biedak Szczedroń musi łazić do Kolchidy, by piłować Rokoszczę dowodzeniami, że Wanda jest tylko hedonistką i na wy-

280