żyny ducha Rudolfa Steinera wznieść się nie potrafi. Rokoszcza słucha, gładzi swoją czarną brodę, wypija sok z pięciu pomarańcz i w zamyśleniu odchodzi, nie płacąc rachunku. O Boże! Jakże wielki jest twój zwierzyniec!
— Nic o tem nie wiedziałam — dziwiła się Anna — że Wanda teraz zajmuje się antropozofją.
— Antropozofem! U kobiet to jest równoznaczne, lecz w takim idzie porządku. Nie wspomniał ci Dziewanowski?
— Nie.
— On jeden gnębi tego bęcwała. Brodacz aż skręca się, gdy Dziewanowski go indaguje. Nie potrzebuję ci dodawać, że on oczywiście zna lepiej Steinera od samego arcykapłana Rokoszczy.
— Gdzież odbywają się te dyskusje, w Kolchidzie?
— Naturalnie. Gdzieżby. Biedny Szawłowski z przerażeniem patrzy na klęskę praw ciała. Kalmanowicz zaczął ćwiczyć wolę. A Wanda nareszcie przestała pisać swoje naiwne ewangelje seksualizmu. Co za strata dla piśmiennictwa! Reforma obyczajów odkłada się ad infinitum. To jest kwestja małoważna wobec konieczności sublimowania jaźni i hartowania woli. Żeby ona, biedactwo chociaż odrobinę z tego rozumiała!...
Władek przytrzymał rękę żegnającej się z nim Anny i powiedział:
— Czy ty wiesz, że ja naprawdę nie wierzę w inteligencję kobiet?
— To chyba nic nowego u ciebie — zaśmiała się z przymusem. Wiadomość o Marjanie dotknęła ją tak boleśnie, że wprost nie była zdolna do myślenia o czemkolwiek innem.
— Inteligencja kobiet — mówił Władek — jest taka, ściśle taka, jak inteligencja zwierząt. Absolutna niezdolność do syntezy. Żadna nie potrafi wydobyć wnio-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.
281