Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

Ciężko było z tem, ale byłoby jeszcze ciężej, gdyby do tych zmartwień przybyło jeszcze jego współczucie, jego bezradne współczucie.
Marjan przecie był jak dziecko. Pocóż miała zatruwać mu ciszę swojemi przykrościami, których ostatniemi czasy było coraz więcej. Przeciwnie, odczuwała jakieś bolesne zadowolenie w świadomości ukrycia ich w sobie. Nie było to uczucie wyższości nad pięknym, dziecinnym egoizmem Marjana, lecz jakby przewagą, czy choćby zrównoważeniem ich wartości. I taki poczciwy Władek odmawia jej inteligencji, bo takich, jak ona, są przecie tysiące i setki tysięcy, a wykształceniem niejedna grubo przewyższa wielu mężczyzn, uważających się za skarbnicę mądrości.
A troski Anny rosły naprawdę.
Minz z każdym tygodniem stawał się bardziej wymagający, niecierpliwy i szorstki. Zaczął wtrącać się do najdrobniejszych spraw, a chociaż wszyscy koledzy twierdzili, że nawet za czasów Komitkiewicza nie panował w dziale turystycznym tak wzorowy porządek, wciąż wynajdywał różne preteksty do niezadowolenia. Zdawał się nie rozumieć, że pewnych usterek uniknąć nie można w robocie terminowej i wykonywanej z takim pośpiechem.
Wówczas jeszcze nie domyślała się wcale, że źródłem przykrości, które spotykały ją od Minza, była panna Stopińska. Wprost odwrotnie. Żywiła dla niej coraz więcej uznania, nie sympatji, gdyż chłodna, ścisła, oficjalnie usłużna panna Stopińska sympatji wzbudzać nie mogła, nie tylko w Annie, lecz w nikim. Koledzy wprawdzie opowiadali Annie, że panna Stopińska zagląda podczas jej nieobecności do boksu i szpera w teczkach, ponieważ jednak okazało się, że dzięki swojej ciekawości wykryła pewien błąd, który mógłby narazić firmę na straty, Anna nie mogła jej z tego zrobić zarzutu.

284