Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.

Jednego razu, było to na tydzień przed wyjazdem Anny na urlop, do jej boksu przyszedł Tański, który wstępował tu zresztą dość często. Lubili się wzajemnie z tytułu zarówno osobistej życzliwości, jak i z racji przyjaźni, jaka łączyła Annę z jego żoną. Dom Tańskich był zresztą jedynym domem, gdzie Anna od czasu do czasu spędzała wieczór i stykała się z ludźmi. Zdarzało się to rzadko, gdyż Marjan rzadko odwiedzał swoje rodzeństwo, a tylko wtedy Anna miała kilka godzin wolnych. Lubiła te godziny spędzać w ślicznem mieszkanku Buby, w nastroju może nawet zabawnej sielanki ich miodowych miesięcy. Wprawdzie nie całowali się przy Annie, ale prawie nie spuszczali z siebie zachwyconych oczu. Może było to głupie, może naiwne, może dziecinne, ale Anna odczuwała tu przedewszystkiem urok słodkiego szczęścia, a że w naturze swojej nie miała zawiści, cieszyła się tem szczęściem wraz z nimi. Dlatego też Tański nie ukrywał swej życzliwości dla niej i już nieraz zdarzało się, że dzięki jego pomocy unikała w Mundusie różnych nieprzyjemności.
Tego dnia powiedział:
— Droga pani Anno. Nie podoba mi się ta Stopińska i sądzę, że obdarza ją pani zbytniem zaufaniem.
— Ależ to doskonała pracownica, panie Henryku!
— Czy ona umie pisać na maszynie?
— Tak.
— Otóż widziałem u Minza pewien maszynopis... Projekt reorganizacji działu turystycznego. Niestety, co do jego treści Minz związał mnie słowem, ale o autorstwo posądzam panią Stopińską.
— Czy... czy ten projekt godzi we mnie?
Tański zrobił nieokreślony ruch ręką:
— Niech pani zbytnio jej nie ufa.
Nic więcej nie chciał powiedzieć, lecz i to wystarczyło Annie, by odtąd baczniejszą uwagę zwrócić na

285