Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/289

Ta strona została uwierzytelniona.

cie mogli je spłacić ze spadku po mnie. Zmieniłem testament i dom zapisałem Lituni. Dostanie go, gdy dojdzie do pełnoletności. Wcześniej ani grosza.
— Ależ ojcze, — zaprotestowała — ja nic nie mam przeciw temu, a jeżeli odjechałam i mieszkam zdala od was, to przecie nie dla własnej przyjemności. Muszę pracować. Niech ojciec nie zapomina, że z mojej pracy utrzymuję i Karola i Litunię.
— Gdybym nie był zupełnie zniedołężniały — przetrzepałbym skórę memu synalkowi, darmozjadowi, hulace!...
— Ale ja nie mogę przetrzepać mu skóry.
— Owszem! Powinnaś! Powinnaś wywrzeć nań odpowiedni wpływ! Przecie to wstyd i hańba!
I Anna przygotowywała się do wywarcia odpowiedniego wpływu, przygotowywała się od obiadu aż do późnej nocy, kiedy wreszcie zasnęła, nie doczekawszy się powrotu Karola.
Nazajutrz spał do pierwszej w południe. Zato zaczęły napływać informacje o nim. Ponieważ zaś przychodziły z różnych źródeł, a zawierały identyczną treść — Anna musiała im uwierzyć. Okazało się, że Karol jest kochankiem pani Patzelowej, wdowy, bogatej wdowy, liczącej sobie przeszło pięćdziesiąt lat żywota.
Było to tak ohydne, że Anna tegoż dnia wyjechałaby wraz z Litunią, gdyby nie zaziębienie małej. Wprawdzie bona zapewniała, że dziecku nic poważnego nie jest, że musiało się „gdzieś zaziębić i już“, ale chudość Lituni, bladość jej twarzyczki i niezwykła nerwowość przeraziły Annę. Nadomiar dowiedziała się, że wcale nie wzywano lekarza, a gdy udała się doń z córeczką, okazało się, że jest to poważny bronchit.
Trzeba było dziecko odrazu zapakować do łóżka. Czuwanie zaś przy niem było dla Anny nader szczęśli-

287