wym pretekstem do unikania Karola. Każda myśl o nim wywoływała teraz w niej niepohamowany wstręt i pogardę. Czemże był właściwie — utrzymankiem starej baby, nędzną kreaturą, żerującą nietylko na ciężkiej pracy własnej żony, lecz w dodatku bezwstydnym gachem, afiszującym się publicznie swoim procederem.
Gdy wszedł na palcach do pokoju Lituni, Anna przygryzła wargi, by nie wypędzić go obelżywem słowem. Postanowiła milczeć, nie dać mu możliwości do jakichkolwiek tłumaczeń, do padalczych wykrętów i brudnych kłamstw. Poprostu nie chciała o niczem wiedzieć.
— Ciszej — powiedziała — dziecko śpi.
— Przyjechałaś? — zapytał szeptem.
Oczy miał podsiniałe i twarz obrzękłą.
— Tak — odpowiedziała niecierpliwie.
Zbliżył się do niej i pochylił głowę, by pocałować ją w usta. Z jakąż rozkoszą wymierzyłaby mu policzek.
— Przestań — powiedziała tylko i zasłoniła się ręką.
— Tak... tak mnie witasz — westchnął — no cóż...
— Wyjdź, dziecko śpi — przerwała pośpiesznie.
— Oczernili mnie przed tobą?
— Nikt cię nie oczernił. Litunia ma gorączkę. Zostaw nas.
Stał chwilę bez ruchu, później machnął ręką i zawrócił do drzwi.
— Nie możesz teraz wyjść i pomówić ze mną? — zapytał z ręką na klamce.
— Nie. Odejdź.
Wyszedł, lecz słyszała wciąż jego nierówne kroki. Chodził po sąsiednim pokoju.
Trzeba było powziąć ostatnią decyzję. Zaraz jutro pójść do jakiegoś dobrego adwokata i rozpocząć kroki rozwodowe. W ciągu kilku miesięcy rzecz zostanie załatwiona. Tymczasem Litunię zabierze ze sobą do War-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/290
Ta strona została uwierzytelniona.
288