Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.

nawet znacznie więcej. Trudno było to określić z kontrastu niezwykle żywych ruchów i donośnego głosu tak nie pasujących do bardzo zwiędłej rumianej cery i chudych, drapieżnych rąk.
— Mogę dać pani do wyboru dziesięć pokojów — powiedziała Annie — kuracjuszów jest narazie tylko dwóch, a kto pierwszy ten lepszy. To pani córeczka?
— Tak, proszę pani. Przywitaj się Lituniu.
Pani Budniewiczowa wyciągnęła rękę i od niechcenia pogłaskała dziecko po głowie. Był to gest zdawkowej uprzejmości i Anna odrazu zauważyła, że pani Budniewiczowa za dziećmi nie przepada. Wogóle musiała to być natura surowa i ostra, czemu nie należało się dziwić. Historję tej kobiety Anna słyszała jeszcze za swoich panieńskich czasów, gdyż między Jelskimi a rodziną Czorsztyńskich, do której pani Budniewiczowa należała zanim wyszła za Budniewicza, istniały jakieś węzły pokrewieństwa. Panna Czorsztyńska poprostu uciekła z domu z oficerem rosyjskiej lejb-gwardji, Budniewiczem, co zmusiło rodziców do zgody na małżeństwo. Jednakże w rok po ślubie wyszczuła go pewnej nocy psami z domu. Ile w tem było prawdy i dlaczego tak jej romantyczne małżeństwo się skończyło, Anna już nie pamiętała. Wiedziała tylko, że od owego czasu pani Budniewiczowa sama prowadzi swój duży majątek i robi to ponoć wzorowo. O jej jedynym synu natomiast najfantastyczniejsze krążyły plotki. Opowiadano o jego wcale niepięknem, awanturniczem życiu, wspominano o jakimś głośnym szantażu i innych sprawkach, ponieważ jednak grasował on gdzieś zagranicą i w kraju nie pokazywał się wcale, a matka nie utrzymywała z nim żadnych stosunków i nigdy o nim nie wspominała — za nic nie można było ręczyć.
Towarzystwo we dworze mazuckim składało się poza Anną i Dziewanowskim z dymisjonowanego generała,

292