— Zygmunt znowu nie wywiesił nowego rozkładu jazdy. Proszę natychmiast to zrobić.
— Dzień dobry pani — życzliwie wyciągnęła do niej rękę Anna.
— Dzień dobry pani — odpowiedziała panna Stopińska ze swoją zwykłą zdawkową uprzejmością, podając sztywną dłoń.
— Takie piękne lato, a mój urlop się skończył. Trzeba zabierać się do roboty.
Panna Stopińska zdawała się nie słyszeć jej słów i znowu zwróciła się do woźnego, wydając mu jakieś dyspozycje, poczem wyjęła z torebki klucz, weszła do boksu, nie zwracając na Annę uwagi, zdjęła rękawiczki, kapelusz, otworzyła biurko i zaczęła zeń wyjmować papiery. Anna również zdjęła kapelusz i nieco zaskoczona zachowaniem się podwładnej powiedziała sucho:
— Zechce pani zaraz zdać mi robotę. Czy wycieczki palestyńskiej nie odwołaliśmy?
W tej chwili do boksu zapukał jeden z urzędników, pan Jasiński, przywitał się i złożył swój podpis na arkuszu, leżącym na brzegu biurka. U góry arkusza widniał napis „Lista obecności“ i data. Jasiński skłonił się i wyszedł, mijając się we drzwiach z panną Kalinowską, za nią wchodzili inni, podpisywali się i wychodzili. Sposób, w jaki witali się z Anną, był dziwnie nienaturalny. Panna Stopińska do niektórych pracowników odzywała się z różnemi uwagami i to w takim tonie, jakby nie była ich koleżanką, lecz zwierzchniczką.
— Pocóż ta inowacja z listą obecności — powiedziała Anna — niepotrzebnie pani to wprowadziła. Uważam to za zupełnie zbyteczne.
— Możliwe, ale to pan dyrektor tak zarządził.
— Pomówię o tem z dyrektorem, a teraz będzie pani łaskawa zdać mi sprawozdanie z bieżących rzeczy.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.
302