Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/309

Ta strona została uwierzytelniona.

wek. Wtrącała się literalnie do najdrobniejszych spraw, a Minz akceptował każdą jej przyczepkę. Pomału, lecz systematycznie koncentrowała w swem ręku kontrolę nad pracą całej firmy. Nienawidzono jej powszechnie a liczyć się z nią musiał nawet Tański, mający większe znaczenie u Minza, niż inni.
W stosunku do Anny panna Stopińska była poprawnie oficjalna. Nie pomijała wszakże najmniejszej okazji do utrudnienia jej pracy lub sprawienia przykrości. Mściła się nazimno, z wyrachowaniem i dotkliwie. Nie to jednak najbardziej oburzało Annę, lecz ustawiczne ograniczanie jej kompetencyj, wścibianie nosa w ściśle wewnętrzne sprawy oddziału, perfidne dopuszczanie do decyzyj, poto tylko, by je potem przekreślić.
Powietrze w biurze stało się ciężkie, zwłaszcza od dnia, gdy na miejsce ongiś Buby wsadzono jakąś daleką kuzynkę panny Stopińskiej, starą jędzę, ustawicznie szpiegującą i jawnie uprawiającą donosicielstwo.
Anna czuła się tu, jak w więzieniu. Każde wyjście z biura było rozkoszą, tembardziej, że w domu zastawała Litunię. Cały wolny czas spędzała teraz z dzieckiem i nie bywała nigdzie. Nawet u Tańskich, tylko wtedy, gdy mogła tam pójść z Litunią. Stosunki z rodziną zanikły zupełnie. Odwiedziła raz tylko panią Grażynę, poto, by wysłuchać serji gorzkich zarzutów pod adresem Wandy, Kuby i całego świata.
— Leżę tu we własnym domu — mówiła pani Grażyna — jak kłoda, wyrzucona przez prąd na pustynny brzeg. Przez wszystkich zapomniana, nikomu niepotrzebna.
Cóż jej Anna na to mogła powiedzieć, jak pocieszyć, jak zaprzeczyć prawdzie? Milczała z nijakim wyrazem twarzy i myślała jakby prędzej znaleźć pretekst do odejścia. Nawet na pytania dotyczące Szczedroniów nie umiała dać odpowiedzi, gdyż zrzadka tylko dobiegały

307