Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/312

Ta strona została uwierzytelniona.

czuszką. Nie sprawiało to jednak Annie najmniejszej przykrości. Ostatniemi czasy tyle nagromadziła w sobie żalu, znużenia i niechęci, że przyglądając się Marjanowi i tej małej, raczej niepokoiła się o nią, jeżeli niepokoiła się wogóle.
Panna Zosia chodziła codzień z Litunią na długie spacery do Ujazdowskiego Parku i później z szczebiotań Lituni dowiadywała się Anna o kilku młodych ludziach, którzy zjawiali się tam również. Zdarzało się także, że panna Zosia, gdy przychodziła zrana, była blada, zmęczona i miała podkrążone oczy. Na pytanie, co jej jest, oświadczała, że ból głowy męczył ją przez całą noc, lub że ciotka, u której mieszkała niedaleko na Powiślu, cierpi na wątrobę i czasami wymaga, by przy niej czuwać. Lekki rumieniec, czy zmieszanie, jakie towarzyszyły tym wyjaśnieniom nie upoważniały jednak do żadnych krzywdzących podejrzeń.
Tyle wiedziała o Paczuszce Anna do owego strasznego dnia, który spadł na nią największem nieszczęściem.
Był już grudzień. W nocy spadł pierwszy śnieg i gdy zrana podniosła rolety, pokój napełnił się białem mlecznem światłem. Pomimo nagłej jasności Litunia się nie obudziła. Jej jasna gęsta czuprynka rozsypywała się złotemi smugami na poduszce. W sąsiednim pokoju służąca przygotowywała śniadanie. Przed przejściem do łazienki Anna zawróciła, wyjęła z szuflady wczoraj otrzymany list od adwokata i jeszcze raz przeczytała uważnie. Donosił jej, że rozwód uzyskał już moc prawną i winszował zakończenia procesu.
„Jest Pani wolna — pisał — lecz jako stary i doświadczony adwokat nie wątpię, że wkrótce zechce mnie i Pani zaszczycić zawiadomieniem o ponownej rezygnacji z tej wolności“.

310