Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.

życzeniu dyrektora nie pójść. Oznaczałoby to utratę posady, czyli zrezygnowanie z jedynego, i jakże koniecznego teraz, źródła egzystencji.
Zaczęły się dni najcięższe. Nawał pracy w biurze i graniczący niemal z nieprawdopodobieństwem wysiłek skupienia myśli na wycieczkach, hotelach, reklamacjach, zamówieniach. Ludzie śpieszyli, załatwiali interesy, podróżowali, bawili się, domagali się wygód i rozrywek, wyprawiali awantury z powodu lada niedokładności, lada zapomnienia, a czyż który z nich pojął, że tam w szarej kanciastej i niezrozumiale wielkiej masie spiętrzonego betonu jest mała cela, gdzie ślepnie z dnia na dzień, ślepnie najsłodsze, jedyne dziecko na świecie, cel i sens, wartość i treść całego wszechświata!
Z oczami Lituni było coraz gorzej. Bronzowe lepkie krople lekarstwa spływały po bladej twarzyczce od straszliwie zapuchniętych powiek, przez które niepodobna było domyślić się ogromnych niebieskich dwóch gwiazd, dwóch słońc, dwóch źródeł radości, szczęścia i wszystkiego, dla czego jeszcze warto było żyć. Co drugi dzień małe ciałko rozpalało się bezlitosną gorączką. Przychodziła zawsze w trzy, cztery godziny po zastrzyku. W wątłe mięśnie, w błękitne żyłki, w których gwałtownie pulsowała krew, wbijano sztywne, grube igły. A ta gorączka to jedyna nadzieja ratunku.
Wszyscy to powtarzali. Nad białem łóżeczkiem, w ciemnej sali klinicznej pochylały się poważne, obojętne głowy, wciąż innych i innych lekarzy. Władek zaprzestał własnej praktyki. Całemi dniami biegał, by zbierać kolegów na konsylja, sam czuwał przy dziecku, lub w sąsiednim pokoju wertował stosy posprowadzanych pocztą lotniczą pism lekarskich i listów od największych powag zagranicznych. Anna wiedziała, że nie może go obciążać odpowiedzialnością za to, co się stało, a jednak miała doń żal, nierozumny, ostry

315