Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/321

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cicho! — zaskrzeczał gniewny głos Szczedronia.
— Boże, Boże!...
— Wyprowadź ją! — prawie krzyknął Szczedroń.
Nie opierała się. Władek objął ją i łagodnie, lecz stanowczo wyprowadził na korytarz, a stamtąd do jakiegoś pustego pokoju. W korytarzu minął ich miejscowy lekarz, w białym kitlu. Zamienił z Władkiem spojrzenia, znikł w pokoju Lituni. I Władek nie został długo. Siedziała sama, nie zdając sobie sprawy z mijających godzin. Już zaczęło jaśnieć na dworze, gdy Władek wrócił. Miał w ręku szklaneczkę z jakimś płynem.
— Wypij to — powiedział.
— Nie chcę — potrząsnęła głową.
— Veronal, dobrze ci zrobi. Musisz wypocząć.
Poderwała się:
— Dlaczego nie mówisz nic o Lituni!? Ona nie żyje!!!
— Żyje i będzie żyć.
— Boże!
— Wypij to, Anko i połóż się tutaj.
Posłusznie wypiła zawartość szklaneczki. Gdy obudziła się, był już wieczór.
Na korytarzach paliły się lampy. W pokoju Lituni panowała cisza. Dziecko spało. Sanitarjuszka siedząca u wezgłowia podniosła palec do ust, nakazując ciszę. Anna zbliżyła się na palcach do łóżeczka. Szara twarzyczka Lituni miała jakiś bolesny wyraz. Jasne włoski wyglądały sztywno i martwo. Ileż ta anielska istotka musiała wycierpieć...
— Niech siostra idzie spać, — szepnęła Anna — jestem wypoczęta i sama będę czuwała.
Sanitarjuszka przecząco potrząsnęła głową, wskazując na szereg buteleczek z lekarstwami i na zegarek. Anna zrozumiała, że trzeba wiedzieć, które lekarstwa kiedy stosować. Kiwnęła głową i usiadła w kącie

319