stu — i naprawdę niewypowiedzianie mi przykro, że... zajmuję jego miejsce.
— Och, ja i tak musiałem ustąpić. Mam budżet, który nie da się zmieścić w ośmiuset złotych...
Rozkładając papiery i teczki z korespondencją, zaczął mówić o sobie. Ma liczną rodzinę, brata inwalidę, teścia, żonę, dwuch chłopców w gimnazjum i trzeciego w domu, a przytem choruje na ambicję utrzymania mniejwięcej kulturalnego trybu życia. W ramach tysiąca miesięcznie wszystko to może dałoby się jeszcze zmieścić. Obecnie mógłby wprawdzie otrzymać znacznie więcej na Śląsku, ale zgodzi się na to tylko w ostateczności, gdyż musiałby rozstać się z rodziną, a tego za wszelką cenę pragnąłby uniknąć. Może jeszcze znajdzie się coś odpowiedniego w Warszawie.
— A żona pańska nie pracuje? — zapytała Anna.
— Żona?... O tak. Dużo pracuje. Prowadzenie domu i wychowywanie dzieci to przecie ciężka praca.
Powiedział to z naciskiem i takim tonem, jakby oczekiwał opozycji. Anna jednak nic nie odpowiedziała. Zresztą w tejże niemal chwili otworzyły się drzwi i wszedł dyrektor Minz. Przywitał się i powiedział:
— Proszę panią, przedstawię jej pracowników.
Wyszli z boksu. Przy każdem biurku Minz zatrzymywał się i wymieniając nazwisko pracownika, mówił:
— Pani Leszczowa obejmuje kierownictwo tego działu. Proszę teraz poinformować ją o rodzaju swoich tu obowiązków.
Były to przeważnie młode panny i mężatki, jeden starszy mężczyzna z potężną łysiną i dwaj młodzi. Na Annę wszyscy patrzyli z odrobiną ukrywanej niechęci. Widocznie żałowali Komitkiewicza. Wśród pracowniczek Annie bardzo się podobała panna Kostanecka, śliczna blondyneczka o słodkich niebieskich oczach i ujmujących manjerach. Zauważyła ją już wczoraj
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.
31