Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/331

Ta strona została uwierzytelniona.

starsza już pani, była nauczycielka, wprawdzie nie umiała pozyskać sympatji dziecka, wciąż tęskniącego za panną Zosią, dawała jednak gwarancję bezpieczeństwa i starannej opieki. Codziennie z Litunią chodziła na przechadzkę i tak się ułożyło, że wstępowały zawsze na kwadransik do „babuni Kostaneckiej“. Wogóle Anna bardzo zbliżyła się ostatnio z całą rodziną Buby. Przedewszystkiem czuła dla nich głęboką wdzięczność za tyle życzliwości, ile jej okazywali na każdym kroku, a pozatem lubiła ich, jak i oni ją polubili. Tylko na większych przyjęciach nie bywała, ani u Tańskich, ani u państwa Kostaneckich. Zbyt wiele miała wydatków, by mogła sobie pozwolić na tualety, odpowiadające strojom pań z tego towarzystwa, a nie lubiła wyglądać, jak Kopciuszek.
Natomiast w powszednie dni spędzała tam często po kilka godzin i stopniowo prawie się zadomowiła, prawie znalazła w nich rodzinę. I oni uważali ją za swoją. Brat pani Kostaneckiej, inżynier Oskierko, który co tydzień wpadał do Warszawy w sprawach swojej cukrowni, mówił żartobliwie:
— Wydaliście córkę zamąż, a sprokurowaliście sobie drugą. Do stu djabłów, sam nie wiem, czyście nie zrobili dobrej zamiany.
Śmiał się przytem rubasznie, pochrząkiwał i robił do Anny oko. Bez żadnych, broń Boże, zamiarów, co Anna doskonale widziała, ale poprostu ze swej natury nieco rozhukanej i szlagońskiej. Każdy jego przyjazd napełniał dom hałasem. Rozmawiając przez telefon krzyczał na całe gardło, gdy hasał po salonie z Litunią, usadowioną na ramieniu, trzęsła się kamienica, gdy potrzebował służącego, nigdy nie używał dzwonka, lecz wołał donośnie. Siwy zupełnie, pomimo zaledwie czterdziestu kilku lat, wielki, ciężki i ruchliwy, sprawiał wrażenie człowieka zadowolonego z siebie i ze świata.

329