Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/332

Ta strona została uwierzytelniona.

Anna jednak wiedziała od Buby i od pani Kostaneckiej, że niezupełnie tak było. Miał jakąś tragedję rodzinną, po której rozszedł się z żoną, byłą śpiewaczką, która występowała obecnie gdzieś w Brazylji, czy Argentynie. Już sama dowiedziała się Anna, że pan Oskierko prowadzi proces rozwodowy, a dowiedziała się dlatego, że pan Oskierko czasami zamykał się z panem Kostaneckim w gabinecie i zasięgał jego rad. Ponieważ zaś, mówiąc o rzeczach dyskrecjonalnych, używał poufnego szeptu, Anna, siedząc w trzecim pokoju musiała słyszeć każde słowo, gdyż szept pana Oskierki miał donośność syku pary, wypuszczanej z lokomotywy.
— Oj, wujciu, wujciu — pękała ze śmiechu Buba — już to wujcio jest jedyny do sekretów!
Śmiały się obie i śmiał się sam pan Oskierko, a pan Kostanecki mówił:
— Co to za szczęście, kuchassju, żeś został chemikiem, nie księdzem. Już to tajemnica spowiedzi byłaby zanadto na szwank narażona.
Każdy wieczór spędzony z nimi był dla Anny jakby ciepłą kąpielą w pogodzie i beztrosce. Przypomniała sobie, co kiedyś mówił jej ojciec:
— Każdy człowiek może dobrze oddychać tylko w takim klimacie, w jakim się urodził.
A właśnie klimat tej rodziny tak bardzo przypominał Annie dziecinne lata. Poprostu odurzała się tą atmosferą, tą harmonją nastrojów, tą jakąś stabilizacją życia w idealnej równowadze pragnień i osiągnięć.
Jej dom, a raczej mieszkanie, to był tylko przystanek, tylko zestawienie ścian, okien i sufitów, ochraniające pobyt dwóch istot przed prądem tego, co się wokół działo. Wewnątrz nie działo się nic. Napróżno Anna ozdabiała i upiększała te dwa pokoiki, napróżno starała się udomowić każdy szczegół, zanim zrozumiała, że treść musi polegać na czemś całkiem odmiennem.

330