Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/333

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dokąd dziś pójdziemy, mateńko — witała ją Litunia codziennem pytaniem.
Czyż mogła dziecku brać je za złe, skoro sama myślała o tem?... Czuła się tu wprawdzie stokroć, miljonkroć lepiej, niż w biurze, jednak właśnie po tem biurze musiała mieć zupełne odprężenie, łaknęła swobodnego oddechu po tej codziennej katordze.
W Mundusie tymczasem zaszły zmiany. Minz został prezesem Towarzystwa i wycofał się, powierzając dyrekcję jakiemuś swemu kuzynowi, który jednocześnie prowadził dwa inne przedsiębiorstwa. Nowy dyrektor, pan Szumański, nie miał czasu na częste przesiadywanie w Mundusie, wskutek czego panna Stopińska zagarnęła całą władzę w swoje chciwe ręce. Ponieważ zaś jednocześnie awansowała na prokurentkę, Anna została całkowicie od niej uzależniona, nawet bez możności odwoływania się do wyższej instancji, gdyż Szumański podwładnych przyjmował rzadko i niechętnie. Obdarzał pannę Stopińską całkowitem zaufaniem, zaś skargi na nią i jej zarządzenia uważał za „objawy fermentu i samowoli“.
Annie zdarzyło się to usłyszeć dwa razy. Na początku kwietnia panna Stopińska wykoncypowała okólnik, obowiązujący kierowników działów do sprawozdań z zużycia materjałów piśmiennych. Była to nędzna meskinerja i zwykła szykana, wyglądająca na podejrzewanie pracowników o kradzież ołówków i papieru. Anna okólnika nie podpisała i oświadczyła woźnemu, by odniósł „ten papierek“ pannie Stopińskiej. Nazajutrz poszła do dyrektora, który nawet jej nie wysłuchał dokładnie, irytował się, że mu głupstwami zabierają czas, przyznał rację pannie Stopińskiej i na zakończenie poczęstował Annę „objawami fermentu i samowoli“.
Wówczas przysięgła sobie za żadne skarby nie zwra-

331