siedzieć w Warszawie i starać się o dopilnowanie złożonych już ofert, o znalezienie nowych widoków na pracę, a pozatem oszczędzać, i wciąż oszczędzać, by odłożyć chociaż trochę grosza na wszelki wypadek.
Wprawdzie urlop wyjątkowo mógł nic nie kosztować. Mianowicie pan Oskierko zaproponował jej, by przyjechała, choćby na całe lato do Żarnowca. Nawet upierał się przy tem, odwołując się do skaptowanej przez siebie Lituni:
— Niechże pani zrobi tę łaskę serdecznemu przyjacielowi i przyjedźcie. Dom duży, powietrze dobre, no i muszę dotrzymać temu kochanemu bąkowi obietnicy pokazania, jak się robi cukier. Gadajże mała, bo twoja mamusia mnie nie usłucha!
— Bardzo panu dziękuję, ale po pierwsze nie chcę sprawiać kłopotu...
— Jaki kłopot do stu djabłów!? Siedzę sam, niczem pustelnik, gęby nie mam do kogo otworzyć. Pani Anno, zrobi mi pani tę łaskę. Nie podoba się, ha, to trudno. Z bólem serca odeślę was spowrotem na pierwsze skinienie palca. Żarnowiec to nie więzienie. Przemocą trzymać nie będę, choć możebym i chciał, jak mi życie miłe.
— Pojechałaby pani, kuchassju — dodawał pan Kostanecki.
— Kiedy naprawdę, nie mogę. Sam pan wie, że muszę pilnować swoich spraw w Warszawie.
— Ot, uparta z pani babinka — udawał irytację pan Oskierko a może irytował się naprawdę, gdyż miał w naturze sporo despotyzmu i w swojej cukrowni podobno rządził się, jak dobrotliwy, ale samowładny kacyk.
Tym razem dłużej siedział w Warszawie niż zwykle i trochę puszczał pieniądze. Kilka razy zabrał Bubę i Annę do teatru, w niedzielę, korzystając z pięknej pogody zaproponował urządzenie majówki familijnej,
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/337
Ta strona została uwierzytelniona.
335