— No i jakże, kuchassju, nie znalazła pani jeszcze nic dla siebie?
Anna odrazu domyśliła się, że przyszedł z gotową propozycją. Zarumieniła się, zamknęła starannie drzwi boksu i powiedziała:
— Nic, absolutnie nic.
— Tak — zabębnił palcami po papierach pan Kostanecki, — a niech mi pani powie, kuchassju, czy koniecznie zależy jej na posadzie w Warszawie?
— Jakto?
— No, czy nie wzięłaby pani czegoś na prowincji?... Pani już tu nam tak dokuczyła, że chcielibyśmy pani pozbyć się.
Zaśmiał się szeroko i pocałowawszy Annę w rękę, dodał:
— Bo, kuchassju, miałbym dla pani coś mojem zdaniem odpowiedniego. Poco pani te biura? Dziecko musi pani zostawiać na obcej opiece i z różnymi niemiłymi ludźmi gadać, zresztą co będę się rozwodził. Ma pani i niech pani to życzliwem oczkiem przeczyta.
Wydobył z kieszeni list adresowany do pani Kostaneckiej i podał Annie.
— Mam to przeczytać, ale...
— Czytaj, kuchassju, śmiało, moja pani właśnie osądziła, że tak będzie najlepiej.
Anna wyjęła z koperty ćwiartkę papieru, zapisanego mocnem, dużem pismem. Był to list pana Oskierki.
Prosił siostrę o zwrócenie się do pani Anny Leszczowej z propozycją, „a raczej z serdeczną prośbą, by zechciała objąć w Żarnowcu stanowisko sekretarki, prawej ręki, słowem osoby zaufanej i życzliwej, któraby i dom mi poprowadziła i miała oko na wszystkie moje sprawy.“
„Jeżeli nie zechce — pisał — postaw się na głowie, namawiaj jak umiesz. Sam przyjechałbym ją pro-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/340
Ta strona została uwierzytelniona.
338