ale co to ma do goryczy? To jest teorja, teorja najbardziej ogólna, dlaczego chce pani przypiąć ją do mnie!
Anna przygryzła wargi:
— Wystarcza mi moja mała inteligencja do stwierdzenia, że wszystko to, co pan mówi, to porachunki z Wandą, to właśnie gorycz, że ona jest indywidualnością.
— Cha... cha... cha...
— Śmiech nie jest argumentem — powiedziała z ironją — boli pana fakt, że Wanda jest kimś, że zajmuje wybitną pozycję w życiu, że ma sławę. Tak, panie Stanisławie, przyzna pan, że jest to zwykła zawiść. Tak, zawiść. O niej wiedzą wszyscy, o panu tylko garstka ludzi, zajmująca się bakterjologją. I to bardzo brzydko, że nie umie pan swojej zazdrości ukryć.
Szczedroń stał odwrócony do niej plecami. Widziała tylko jego wielką niezgrabną rękę, nabrzmiałą węzłami żył i kurczowo zaciskającą się na poręczy krzesła. Stanowczo była dlań zbyt bezwzględna. Nie należało tego mówić temu dobremu i nieszczęśliwemu człowiekowi. Anna miała teraz żal do siebie za wyrządzoną mu krzywdę. Była przekonana, że dotknęła najboleśniejszej jego strony, że postąpiła niesłusznie. Stanisław będzie ją uważał za okrutnicę. A przecież sam ją sprowokował, sam sobie winien. On zawsze taki. Bo naprzykład wścieka się na Wandę, a przecie wiedział z kim się żeni.
— Pocóż pan właśnie z Wandą się ożenił? — zapytała podrażnionym tonem.
Szczedroń chrząknął, przestąpił z nogi na nogę i nie odwracając się, odpowiedział:
— Bo ją kochałem.
— Ale teraz, gdy przestał pan kochać, nie powinien pan tego demonstrować nawet przede mną. To jest
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.
46