osobiście nie znali, publicystyka Wandy była czemś szokującem, może nawet nieprzyzwoitem, a w oczach zwolenników — śmiałem.
Kto jednak wiedział, jak dalece nie była w tem zaangażowana własnem życiem, nie mógł całej tej działalności pisarskiej brać za złe. Oczywiście Anna, niejednokrotnie broniąc kuzynki przed zbyt ostremi zarzutami, bynajmniej nie godziła się z jej trybem życia i zwłaszcza z jej dziwaczną sankcjonowaną niewiernością małżeńską, o korzystaniu z której więcej się mówiło, niż było do tego powodów. Wanda zawsze miała w swej świcie kogoś, kto uchodził za jej oficjalnego kochanka, co nie stanowiło jednak o zbyt dalekim zasięgu jego praw poza przywilej afiszowania się w jej towarzystwie i przesiadywania w jej domu całemi dniami.
I teraz przyprowadziła z sobą jakiegoś pana, który nie wyglądał wszakże na amanta. Mógł mieć około pięćdziesiątki, nosił wymięte ubranie i brudnawą bieliznę, mankiety koszuli, wystające z rękawów szarej marynarki, były całe w strzępach. Anna przy prezentacji nie usłyszała jego nazwiska, gdyż mruknął je z wyraźnem dla niej lekceważeniem. Wanda zaś uważała go widocznie za postać tak powszechnie znaną, że nie uważała za potrzebne przedstawić go nazwiskiem. Powiedziała tylko:
— Pozwól Bernardzie, moja kuzynka pani Leszczowa.
I zostawiła ich we dwójkę w buduarze, Stanisław bowiem wycofał się do swego pokoju. Anna siedziała na kanapie i nieznacznie obserwowała małego, szczupłego człowieczka, który zdawał się nie zwracać na nią żadnej uwagi, chodził zamyślony po pokoju, od czasu do czasu wyjmując ręce z kieszeni i burząc krótką szpa-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.
53