Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

pani, takim kobietom, jak pani, przewagę, bezapelacyjną przewagę nademną.
Anna nie mogła połapać się w złożoności tego wszystkiego. Nie była nawet pewna, czy podoba się temu inteligentnemu i nerwowemu mężczyźnie, a może tylko cierpiącemu na psychastenję chłopcu.
— Gdy wychodziłam z gabinetu Minza po otrzymaniu posady — powiedziała — spotkałam pański wzrok. Ostry, niedobry wzrok. Wówczas zdawało mi się, że pan mnie nienawidzi. Skrzywdził mnie pan tem spojrzeniem.
Dziewanowski zatrzymał się i szeroko otworzył oczy:
— Ależ to nieprawda!
— Takie miałam wrażenie — usprawiedliwiła się i jednocześnie ogarnęła ją obawa, by on nie posądził jej o pospolitość. Ten gbur Szczedroń nazwał ją kobietą anatomiczną, jeszcze tego brakowało, żeby i Dziewanowski wyrobił sobie o niej podobne zdanie.
— Opanowana byłam — dodała pośpiesznie — uczuciem rabusia, który porwał cudzą własność. Czułam się jak szakal, który korzystając z nieuwagi wielkich i silnych drapieżników, wymyka się chyłkiem, unosząc zdobycz.
Dziewanowski zaśmiał się i przecząco potrząsnął głową:
— Nie, pani Anno. Widocznie podświadomość niezależnie od woli nadała jej wygląd taki wspaniały. Pani szła, jak triumfatorka. To było uosobienie śmiałego zwycięstwa. To był pochód nowego życia... Źle odczytała pani mój wzrok.
Urwał i szedł obok niej z opuszczoną głową.
— Więc oboje źle odczytaliśmy nasz wzrok. To zabawne. Gdy się widzi człowieka poraz pierwszy, nigdy się nie wie, jakim jest w rzeczywistości.
— Czasami przeciwnie.
— Czy i w tym wypadku?

65