zwana „jej obszerność pani Markiewiczowa“. Przy stoliku Kolchidy siedziało już kilka osób z nieodzownym Szawłowskim, wymachującym rękami i mówiącym tak głośno, by ziarna jego cennych myśli mogły obsiać przynajmniej tuzin pobliskich stolików, gdzie grupowali się co wieczora pomniejsi, cisi i zachwyceni wielbiciele tego Olimpu, tej właśnie Kolchidy. Wielcy argonauci dzielili tu złote runo mądrości, skromnym zaś kibicom udawało się od czasu do czasu uszczknąć cenny kłaczek złotej wełny, by olśniewać nim profanów przez szereg dni, aż do zupełnego zużycia. Nazwa Kolchidy powstała niewiadomo w jakich okolicznościach, jeszcze zanim Dziewanowski uzyskał przywilej zaliczenia siebie do uprawnionych, a stałych bywalców i uczestników tego permanentnego symposionu. On jeden też nie należał oficjalnie do Olimpu. Kilku malarzy, pisarzy, muzyków, dziennikarzy, aktorów, kilka kobiet, literatek i poetek — stanowili to, co decydowało o sukcesie lub klęsce każdego śmiertelnika, wkraczającego w życie artystyczne. Tu sublimowały się sądy, mierzyły się talenty, powstawały hasła, oceny i kryterja miarodajne dla wszystkiego, co mieściło się w ramach zagadnień kulturalnych.
Wprowadzenie do Kolchidy Dziewanowskiego nie wywołało żadnych sprzeciwów ani czynnych, ani biernych już z racji, że nastąpiło z woli Wandy Szczedroniowej, a jego zaaklimatyzowanie się było wynikiem jego przydatności. Z poetami umiał mówić o poezji, z muzykami o muzyce, z aktorami o teatrze, z dziennikarzami o wszystkiem. Umiał mówić i w każdej niemal dziedzinie dysponował wielkim zapasem wiadomości.
— Panie Marjanie — zaczynało się — co to jest ten Behaim, o którym Landau napisał studjum?
I Dziewanowski mówił. Monografja Landaua miała siedemset stron, życiorys Michała Behaima pióra Korn-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.
78