Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewanowski spojrzał na końce swoich palców i potrząsnął głową:
— Owszem, widziałem panią.
— I dlaczego pan się odwrócił?
— Dlaczego? Ja, widzi pani, umyślnie szedłem, by panią spotkać... Ale pani nie była sama.
— Byłam z milutką panienką z Mundusu. Ale nie rozumiem dlaczego pan...
W tej chwili umilkła orkiestra. Żermena ze swoim bokserem wrócili do stolika. Zaczęła się ogólna rozmowa. Jednocześnie zjawił się kelner i Dziewanowski zamówił oranżadę. Myślał, że to będzie prawdopodobnie najtańsze i że na to wystarczy mu pieniędzy. Jednak już po chwili przeraził się przypuszczeniem, że zabraknie. I to mu nie dawało spokoju, póki nie zapłacił. Do następnego tańca bokser poprosił Annę, Żermena zaś zaczęła opowiadać historję jakiejś pani siedzącej w trzeciej loży.
— Więc pani się rozwodzi z mężem? — zapytał Marjan.
— Tak. Rozwodzę się. Dużo rzeczy na to się składa. A przedewszystkiem...
— Niezgodność charakterów — podchwycił.
— Ach, nie! Przyczyna, dla której kobieta rozwodzi się, nigdy nie tkwi w jej mężu, lecz w tym przyszłym.
— Zatem już jest i przyszły.
— Naturalnie! Czy widział pan taką, któraby rozwodziła się inaczej, jak dla innego?
— Więc miłość?
— Miłość — skinęła główką.
— Sądząc ze sposobu, w jaki ten wybrany patrzy na panią, można ręczyć, że wzajemna.
— Który wybrany? — szeroko otworzyła oczy.
— No, ten mistrz pięści — wskazał ring taneczny.
— Ależ to nie on!

83