— W takim razie niewiele rozumiem.
— Wychodzę zamąż za Henryka Piltza. Wie pan: „Arnold Piltz i syn?“ Właśnie za tego syna. Też pomysł — zaśmiała się — wyjść za boksera! Przecie on jest goły, jak święty turecki. Dobrze tańczy, jest reprezentacyjny, niebrzydki, no i sławny.
— Zespół walorów — z uznaniem pochylił głowę Dziewanowski — całkowicie usprawiedliwiający zaszczyt towarzystwa pani.
Skrzywiła się i powiedziała:
— Jestem zbyt tępa, by ocenić, czy pańskie odezwanie było impertynencją, złośliwością, czy aluzją.
— Aluzją?
— Och, myśli pan, że nie wiem?... Ilekroć pokazuję się tu i ówdzie w towarzystwie takiego czy innego mężczyzny, wszyscy podejrzewają w nim mego kochanka.
— Nie ja — zastrzegł się serjo Dziewanowski.
— Och, bo to pana wogóle nie interesuje. Ja pana nie interesuję.
Dziewanowski bezradnie rozłożył ręce:
— Jakże mam na to odpowiedzieć?
— Ale — ciągnęła Żermena — powiem panu coś. Otóż proszę sobie wyobrazić, że nigdy nie miałam kochanka. Nigdy. Nie przez pruderję, broń Boże. Poprostu nie lubię tego.
— Zdradzania męża?
— Oczywiście. Miałam ich trzech i żadnego nie zdradzałam. Bo i poco? Gdy mi się ostatecznie znudził, rozwodziłam się z nim i wychodziłam za innego. Zapewniam pana, że mąż jest instytucją o wiele wygodniejszą od kochanka. W stosunku z mężem nie istnieją skrupuły finansowe, nie trzeba udawać namiętności, można robić co się chce.
— O tyle, o ile on się na to zgodzi.
— Jeżeli nie zgodzi się, jeżeli nie stać go moralnie
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.
84