— Owszem, wiele razy. Spędzałem tu nieraz po kilka tygodni, ale tak się jakoś złożyło, że nie wychodziłem z domu póki było jasno. Tylko pod tym warunkiem mogę strawić Zakopane. Ohydna dziura. Bóg zniszczył Sodomę i Gomorę za założenie tam pierwszego w świecie Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, czyli za przewinienie stosunkowo drobne. Dlaczego tedy nie spali piorunami tych potwornych psich bud, które tu nazywają willami. Dlaczego deszczem ognistym nie wytępi przyjezdnych, którzy ściągają tu z całej ojczyzny na rykowiska i pijaństwo i autochtonów, którzy z tego żyją, a w dodatku wmawiają w uczciwych ludzi śliwowicę! Ohydna dziura. Błoto po kolana. Nic to jeszcze. Czy państwo wiecie, że są pory roku kiedy bywa tu... śnieg! Straszne! Wszystko oblepione śniegiem, tą substancją nikomu nie potrzebną i dziwaczną. Raz bezsensownie rozpuszcza się między palcami, raz znowu zasypuje całe stada kretynów, którzy przyczepiają sobie do nóg jakieś deski, by łatwiej kark skręcić. Śnieg, śnieg! Kto mi wyjaśni po co jest śnieg? Zupełnie głupi pomysł. Woda ma tysiąc zastosowań, para — ditto, ogień też, ale czemu służą śnieg i śliwowica?
Weszła pani Zbędzka niosąc szklankę wody i proszek od bólu głowy dla Polaskiego. Tukałło zaatakował ją natychmiast:
— O, może pani da mi na to odpowiedź: po co jest śnieg?
— Śnieg? — zdziwiła się staruszka.
— A no śnieg, juści śnieg, a nie faszerowane pomidory. O to panią pytam. Po co jest śnieg? Węgiel jest potrzebny na opał, drzewo poza tym do wyrobu różnych rzeczy, sok truskawkowy do legumin, mydło do prania, ser do jedzenia, ludzie do wynajmowania pokojów w „Roksolanie“, mały palec do dłubania w uchu, śliwowica do trucia ludzi, prześcieradła do nakrywania stołów, kaparki do szczupaka, słońce do ogrzewania ziemi, nawet lód jest potrzebny do mrożenia alkoholu, ale po co jest śnieg?
Staruszka słuchała z napięciem, wreszcie oburzyła się:
— Proszę pana, co pan do mnie takie rzeczy... Po pierwsze to nikt prześcieradłami stołów nie nakrywa, chyba w żydowskich pensjonatach. Bo nie u mnie. A po drugie skąd ja mam
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/110
Ta strona została skorygowana.