Po obiedzie Irwing pożegnał się. Dowiedział się z gazet, że ojciec bawi w Krakowie. Chciał się z nim zobaczyć i spędzić razem wieczór, a na noc wyruszyć do Warszawy. Pomimo namów i próśb Irwinga, Tukałło tym razem nie chciał mu towarzyszyć:
— Nie, mój drogi. Mam tylko jeden komplet kości i nie mam zamiaru ich obtłukiwać. Pojadę pociągiem razem z nimi.
— Szkoda, ale cóż na to poradzę — rozłożył ręce Irwing. — Więc państwo nieodwołalnie wyjeżdżają jutro rannym pośpiesznym?
— Nieodwołalnie niestety — westchnął Gogo.
— Wobec tego będę państwa oczekiwał na dworcu w Warszawie.
Ukłonił się jeszcze raz, zbiegł do samochodu i ruszył.
W Krakowie nie zastał ojca w hotelu. Miał jakąś konferencję, która się skończyła dopiero o jedenastej. Stary pan Irwing przyszedł na kolację do Grandu z jakimś jeszcze grubszym od niego jegomościem, z którym nie tylko robił interesy, lecz widocznie był zaprzyjaźniony.. Mówili ze sobą na ty i pan Irwing nie krępował się przy nim w robieniu synowi wymówek z powodu jego rozrzutności.
— Pojęcia nie mam na co ty tyle pieniędzy wydajesz. O ile wiem, nie sprawiłeś sobie w ostatnich czasach nic kosztowniejszego. Rozumiem jeszcze, gdybyś wydawał na prezenty dla kobiet, ale żeby takie sumy wyrzucać na hulanki tych hultajów i darmozjadów, to mi się po prostu w głowie nie mieści.
Precyzyjnie oddzielił mięso sielawy od ości i zwrócił się do przyjaciela:
— Jesteś, Karolu, świadkiem, że nigdy nie byłem sknerą. Za naszych kawalerskich czasów w mojej garsonierze bywały piękne przyjęcia. Ale do licha, nie była to garkuchnia dla ubogich inteligentów. Wczoraj mi sekretarz mówił, że znowu podniosłeś ze swego rachunku pięć tysięcy.
— Przykro mi, że tatuś w ten sposób tę kwestię porusza — bąknął Fred.
— Nie żałuję ci pieniędzy. Owszem, wydawaj, Nawet na zabawy, ale na jakieś sensowne zabawy. A tak tylko się rozpijasz
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/119
Ta strona została skorygowana.