— Dobrze.
— I nie jedź, Gogo.
— Nie, nie, najwyżej... No, na dziesięć minut tam wpadnę.
— Gogo! — zawołała, ale on już udał, że nie słyszy.
W szufladzie Kate leżało na rachunku telefonicznym kilka monet. Po sekundzie wahania wziął dziesięć złotych. I tak, ich nie wyda, ale na wszelki wypadek trzeba mieć przy sobie, chociażby na napiwki czy papierosy.
Gdy znalazł się na schodach, zatrzymał się:
— Daję sobie słowo, że przed północą wrócę — postanowił.
Nim jednak doszedł do parteru opadły go refleksje. Co tam teraz dzieje się z Kate? Co pomyśli sobie, gdy zobaczy, że wziął dziesięć złotych, że nałożył ciemne ubranie? Gdy nie wróci po upływie kilku minut?... Czy ona, której nigdy nie umiał przeniknąć, nie zacznie nim pogardzać?...
Zatrzymał się, bo uderzyła go jak obuchem najstraszniejsza myśl:
— Czy nie przyjdzie jej do głowy, że niczego innego po mnie nie mogła się spodziewać, że moje słowo honoru, dlatego nic nie znaczy, że pochodzę od... chamów?...
Czuł się tak, jakby wymierzono mu policzek.
— Nie, nie, byle nie to — zgrzytnął zębami.
Sięgnął do kieszeni, odliczył trzy złote dla szofera. Da mu to i każe jechać z powrotem „Pod Lutnię“.
Przeszedł sień, bramę. Tuż przy chodniku połyskiwała w świetle latarń długa czarna limuzyna. Obok stał szofer w granatowej liberii z mitrą na czapce. Gdy tylko zobaczył Goga, służbiście zdjął czapkę i szeroko otworzył drzwiczki auta, mówiąc:
— Moje uszanowanie, jaśnie panu.
— A, dzień dobry, Józefie... — niepewnie odpowiedział Gogo.
Wahanie trwało jednak sekundę. Wsiadł, drzwiczki się zatrzasnęły i auto bezgłośnie ruszyło z miejsca.
Kate po wyjściu z łazienki rzeczywiście zajrzała do szufladki w toalecie, potem powoli ją zamknęła, przechodząc przez sypialnię Goga, rzuciła okiem na jego jasne ubranie, które zdjął
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/129
Ta strona została skorygowana.