po kolacji, zgasiła światło w przedpokoju, dłuższą chwilę stała w ciemności bez ruchu, sprawdziła czy drzwi są dobrze zatrzaśnięte i wróciwszy do gabinetu, usiadła przy biurku. Wzrok jej przesunął się po własnej fotografii i zatrzymał się na rozrzuconych papierach. Między tabelami, notatkami i wykazami pstrzyły się odruchowe rysuneczki. W rogu, odgrodzone ramką było jakieś zestawienie: Fredowi — 300, Ali Babie — 450, Adamowi — 100. Przy tej ostatniej cyfrze dodał: „Pilne“. Na innej kartce notatek, margines zapisany był obliczeniami: — Auto 20.000. Willa rocznie 8.000. Lokaj i szofer łącznie 3.600, sezon na Riwierze — 6.000...
Zadzwonił telefon. Mówił Polaski. Mówił zupełnie poprawnie, ale poznała od razu, że nie jest trzeźwy:
— Pani Kate! Jeszcze pani nie śpi?... Niech się pani nie przejmuje Gogiem. Nie chcę w stosunku do niego być nielojalny. Daleki jestem od tego. Siedzimy tu razem i pojąć nie mogę, jak on zdobywa się na to, by zostawiać panią. Panią! Ja wiem, że pani tam nie płacze ani rozpacza. To nie było by w pani stylu. I nie o panią tu mi chodzi, lecz o niego. Robi na mnie wrażenie człowieka, który goni za liczmanami, gubiąc po drodze złoto.
— Złoto, panie Adamie, też ma wartość względną — powiedziała. — A zresztą nie widzę nic złego w tym, że mój mąż ma jakąś rozrywkę.
— Więc dlaczego pani nie przychodzi z nim, jeżeli uważa to pani za rozrywkę?
— Kwestia gustu. Nie lubię restauracji, ani dancingów.
— O ja rozumiem panią. Też nie cierpię tego.
— Niezły żart — spróbowała zaśmiać się.
— Wcale nie żart. Po prostu nie mam domu. Gdybym był na miejscu Goga! Boże!... Klęczałbym...
—...u pani stóp — ironicznie zakończyła Kate.
— Dlaczego pani ze mnie drwi? Czy zasługuję na to? Chciałem powiedzieć, że na klęczkach co dzień dziękowałbym Opatrzności.
— Niech pan nie wysila się na banalności, których sam na-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/130
Ta strona została skorygowana.