przysięgał, że ją kocha, wyrażał nadzieję, że będzie dobrze spała.
Odpowiedziała:
— Dobrze Gogo. Wesołej zabawy.
— Dziękuję, Kate. Jesteś aniołem.
Wyłączyła aparat, by jej nie budzono. Wiedziała, że będzie dzwonił jeszcze nie raz w ciągu nocy. Gogo, Polaski, nad ranem czasem Tukałło, lub Chochla ze swymi impertynenckimi duserami.
Położyła się i wzięła list ciotki Matyldy. Chciała go jeszcze raz przejrzeć. Nadszedł przed samym obiadem i czytała go w pośpiechu.
Pani Tyniecka pisywała rzadko. Listy jej, chociaż nacechowane szczerą serdecznością dla siostrzenicy i dla Goga, miały cierpki pesymistyczny posmak. Narzekała na starość i na osamotnienie. W poprzednich wyrażała przypuszczenie, że może się zmieni w Prudach na lepsze, gdy przyjedzie Roger, nadmieniała mimochodem, że bawi obecnie w Wiedniu, potem w Lipsku.
Teraz w liście była o nim tylko krótka wzmianka: „...Mój syn przyjechał na kilka dni do Prudów wraz ze swoim przyjacielem, jakimś zdeklasowanym baronkiem austriackim, który o ile mogłam wywnioskować z ich stosunku, jest czymś w rodzaju guwernera, czy instruktora. Wkrótce wyjeżdżają do Ameryki“.
Ten dziwny ton pani Matyldy kazał się domyślać, że między nią i synem nie doszło do takiego zbliżenia i wzajemnego zrozumienia, jakiego się spodziewała.
W zakończeniu stara pani pisała:
„Mówił mi mecenas Himler, że pisał doń Twój mąż, zapytując czy nie może otrzymać trzech tysięcy awansem ze swej renty. Przykro mu było odmówić, ale niestety, co i ja muszę potwierdzić, wydano mu pod tym względem tak ścisłe dyspozycje, że przekroczyć ich nie może bez narażenia się na utratę swego stanowiska radcy prawnego mego syna, którego zainteresowanie w stosunku do gospodarki Prudów ograniczyło się jedynie do przejrzenia rachunków tej właśnie renty“.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/132
Ta strona została skorygowana.