Bełkotał jakieś niezrozumiałe wyrazy. Wreszcie udało mu się wstać i dobrnąć do łazienki. Kate cofnęła się od progu i zamknęła drzwi. Uciekła do najdalszego pokoju, zatykając uszy, by nie słyszeć ohydnych odgłosów wymiotowania.
To już było ponad jej siły. Stała blada i drżąca, kurczowo zaciskając dłonie, bliska omdlenia. Na szczęście zadzwonił telefon. Oprzytomniała i podniosła słuchawkę. Dzwonił Fred Irwing. Pytał, czy Gogo wrócił.
— Odprowadzałem go do domu, ale uparł się i po drodze wsiadł do taksówki. Kazał jechać do Moulin Rouge. Pojechałem za nim, ale tam go nie znalazłem. Szukałem i w innych lokalach, ale na próżno.
— Owszem, dziękuję panie Fredzie, wrócił — odpowiedziała, usiłując nadać głosowi swobodny ton. Nie widziałam go,
bo jeszcze spałam. Zdaje się, że wrócił pod dobrą datą. Musieliście bawić się wesoło. Ale mam do pana pewną prośbę. Chodzi o to, że Gogo miał dziś rano być u pańskiego ojca. Niestety, tak twardo śpi, że nie mam serca go budzić. Czy nie byłby pan tak dobry przeprosić ojca i usprawiedliwić w jakiś sposób niezjawienie się mego męża?
— Dobrze, proszę pani. Załatwię to. Czy pani nic nie trzeba, może jakieś sprawunki, czy coś w tym rodzaju?...
— Nie, dziękuję panu — przygryzła wargi, by nie wybuchnąć płaczem.
— Bo ja jestem na mieście. Zdaje się, że miała pani dzisiaj być w Urzędzie Skarbowym. Chętnie panią zastąpię, bo i ja tam...
— Nie, nie, dziękuję panie Fredzie. To nic pilnego.
— Więc całuję pani ręce i do widzenia.
— Do widzenia, panie Fredzie.
Marynia podała śniadanie. Kate wypiła filiżankę herbaty, lecz nic jeść nie mogła. Po dłuższym czasie wyszedł z łazienki Gogo. Był znacznie przytomniejszy i zielono blady. Krwawy siniec pod okiem nabrzmiał jeszcze bardziej i wyglądał niesamowicie przy wymuszonym krzywym uśmiechu.
— Jesteś aniołem... — zaczął ochryple. — Wybacz mi... Skandalicznie się zalałem... Tak, ale to już ostatni raz. Daję ci
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/134
Ta strona została skorygowana.