wanego jej z tak wyraźnym podkreślonym lekceważeniem jej męża, opanowała się jednak i powiedziała tylko:
— Dziękuję panu.
Zapanowało milczenie. Czuła, że wypada jej z tytułu uprzejmości pani domu wobec gościa podjąć rozmowę, rozumiała, że rozsądek nakazuje pozyskanie sobie sympatii tego człowieka, że leży to w interesie Goga, ale nie umiała zmusić się do wypowiedzenia chociażby jednego słowa.
Po chwili i on widocznie to odczuł, gdyż wstał i skłonił się:
— Pani pozwoli, że ją pożegnam.
Podała mu rękę.
— Życzę panu miłej podróży.
— Bardzo pani dziękuję.
Pocałował ją w rękę i skierował się ku drzwiom, przy drzwiach zatrzymał się i odwrócił, jakby chcąc jeszcze coś powiedzieć, lecz tylko skłonił się sztywno i wyszedł.
Gdy zatrzasnęły się drzwi, Kate spojrzała na zostawione przez Tynieckiego pieniądze i wzdrygnęła się. Po raz pierwszy w życiu miała poczucie własnej małości, bezsilności, niemal nicości. I rzecz dziwna, nie miała o to żalu do bezpośredniego sprawcy tego upokorzenia, lecz do męża. On ją na to naraził, on wytworzył taką sytuację, w której z pokorą musiała wysłuchać tylu przykrych słów. Było coś oburzającego już w tym, że spał po pijatyce wówczas, gdy ona musiała świecić oczami za jego postępki i samym milczeniem, samą uległością wypraszać względność dla niego.
Jakkolwiek doznała dotkliwej przykrości, wolała, że się tak stało, że Gogo nie zetknął się z Tynieckim. Mogło to doprowadzić do jakiegoś nieobliczonego wybuchu ze strony Goga i do katastrofalnych następstw z cofnięciem renty włącznie. Kiedyś, na początku pożycia małżeńskiego, może by nawet tego pragnęła. Wówczas wierzyła jeszcze, że Gogo zdolny jest do aktywności życiowej, do zdobycia własnymi siłami niezależnego bytu, że trzeba mu dać jakiś impuls, a właśnie zamknięcie dopływu darowanych pieniędzy było by takim impulsem. Dzisiaj nie miała już żadnych złudzeń. Mogła liczyć jedynie na szczęśliwy zbieg okoliczności, na przypadek, czy protekcję i na własne wysiłki.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/141
Ta strona została skorygowana.