Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/148

Ta strona została skorygowana.

— A jakież są szczęśliwsze? — zapytał Gogo.
— To trudno określić. Kobieta-potrzask zdawało by się jest w gorszej sytuacji. Nie ma wyboru. Zdana jest na wybór losu, na jego kaprys, na przypadek. Siedzi w domu i czeka na zwierzynę, przy czym równie dobrze może trafić na sobola jak i na królika. Natomiast łowczyni zdana jest na swój gust. A przysięgam na te rydze marynowane, że ponieważ kobiety na ogół miewają fatalny gust, płata on im częściej przykre sztuczki niż tamtym przypadek.
— Wolę dużo małych i krótkich pomyłek — wzruszyła ramionami pani Jolanta — niż jedną beznadziejną i ostateczną.
— Ba — odpowiedział Tukałło. Właśnie dlatego, że wolisz, jesteś łowczynią.
— Dianą! — wtrącił szarmancko Gogo.
— Uważaj na jej psy, Akteonie — rzucił mu Tukałło.
— Nie boję się, mój Sewerze. Nie grozi mi ewentualność zostania jeleniem.
— To nie twoja zasługa. Gdybyś był mężem Jolanty, zapewniam cię, wyglądałbyś jak piętnastak. A pani Kate?... — zamyślił się. — Pani Kate jest za leniwa, by cię zdradzać.
Za uczciwa — poprawił Gogo.
— To na jedno wychodzi. Uczciwość jest klasyczną formą lenistwa. Nie znam leniów nieuczciwych. Nie chce się im ponosić trudów wyłamywania się z reguł, z konwencyj, przyjętych obyczajów. A poza tym pani Kate jest typową la femme d‘interieur...
— Czy to znaczy mniej więcej to samo co kura domestica? — zaśmiała się Kate.
— Niewątpliwie, ale w najlepszym gatunku. Podczas, gdy Jolanta jest i pozostanie do śmierci demonem dancingowym. Już widzę ją oczami duszy jako podtatusiałą jejmość przy kasie barowej. Przeszasta swoją forsę, latka młode miną, a nie potrafi oderwać się od dancingu. Skończy, oczywiście, jako siwa staruszka, strzegąca ubikacji w jakimś Moulin Rouge, czy w „Narcyzie“.
— Dziękuję ci za wróżbę — skrzywiła się pani Jolanta.
— To nie wróżba, to proroctwo — poprawił Tukałło.