Przytulił ją do siebie i błądził ustami po jej skroni, po czole, po włosach. Doskonale odczuwał oporność i sztywność, z jaką przyjmowała tę pieszczotę, lecz to jeszcze bardziej go podniecało. Świadomość, że Kate mimo, wbrew woli, będzie poddawała się jego dotykom, że stopniowo ockną się zmysły i w niej, napawała go poczuciem przewagi.
— Jak pachną twoje włosy — mówił cicho — jak drażniący jest ich dotyk...
— Pozwól, Gogo — powiedziała — muszę nakryć stół do kolacji.
— Nie, nie, jedyna moja... Tak cię pragnę... Moja biedna opuszczona dziewczynka... Niedobry jestem dla ciebie... Wiem za co się na mnie gniewasz... Zaniedbuję cię, spędzam noce z przyjaciółmi, a moje biedactwo tu tęskni, sama bez pieszczot, bez pocałunków...
Kate nagle stanowczym ruchem wyswobodziła się z jego objęć. Przez chwilę usta jej drgały, jakby miała wybuchnąć śmiechem, potem w oczach błysnął wyraz ironii, czy pogardy, powoli odwróciła się i wyszła z pokoju.
— Cóż to jest do diabła — mruknął Gogo do siebie i czuł, że krew mu napływa do twarzy.
∗
∗ ∗ |
Restauracja „Pod Lutnią“ mieściła się w jednym z najstarszych gmachów Krakowskiego Przedmieścia. Niegdyś trzy sklepione i obszerne sale, które zajmowała, służyły jako stajnie i wozownia różnym magnatom, którzy kolejno gmach ten posiadali czy to drogą kupna, czy dziedziczenia. Za czasów Księstwa Warszawskiego stajnie przerobiono no lokale sklepowe, przy czym frontową zajmowała apteka pana Kocimowskiego, której godłem była Lutnia, pięknie na frontonie rzeźbą wyobrażona. Od owych czasów gmach popularnie nazywano „Pod Lutnią“ chociaż po śmierci pana Kocimowskiego aptekę sukceserowie zlikwidowali, chociaż dawne stajnie wciąż zmieniały lokatorów, gmach nazwę utrzymywał. Po powstaniu sześćdziesiątego trzeciego roku powstała tu winiarnia, oczywiście „Winiarnią pod