Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/179

Ta strona została skorygowana.

może być na Zachodzie bardziej obca niż Tołstoj czy Dostojewskij, a przecie obaj przeszli przez Europę potężnymi falami.
— Przeszli! — podkreślił Kuczymiński. — Nie zostali. A poza tym to już była kompletna egzotyka.
Rozpaliła się namiętna dyskusja, która stopniowo przeszła znów na temat krytyki literackiej. Rozstrząsano właśnie zagadnienie komu jest potrzebna krytyka: czytelnikowi jako przewodnik po utworze, czy twórcy, jako lekcja, gdy do stolika przysiadł się Łada-Czerski. Przyszedł umyślnie by spotkać Muszkata i podziękować mu za obszerną recenzję. Mały, siwy i korpulentny, przypominał zewnętrznie Jerzego Clemenceau. Z przykrótkich rękawów marynarki wystawały postrzępione mankiety koszuli... Krzywo zawiązany krawat i zniszczone ubranie nadawały mu zaniedbany nieświeży wygląd. „Pod Lutnią“ nie bywał częstym gościem, a chociaż z niektórymi pozostawał w dobrych stosunkach, różnica wieku i trybu życia nie sprzyjały zbliżeniu. Łada-Czerski był żonaty, miał kilkoro dorastających dzieci i przy umiarkowanym powodzeniu swoich powieści musiał dużo pisać, by nastarczyć pieniędzy na domowe wydatki. W kołach literackich traktowano go z pobłażliwym lekceważeniem, chociaż nie odmawiano mu talentu.
Przyszedł już trochę zawiany, wielomówny i skłonny do zwierzeń. Krytykę Muszkata brał za dobrą monetę, a może tylko udawał, w chęci zapewnienia sobie następnej nie gorszej. O swej książce wyrażał się z rezygnacją:
— Zdaję sobie sprawę z jej braków — mówił nerwowo, spoglądając niepewnie po twarzach obecnych. — Są tam duże niedociągnięcia, łatwizny, rzeczy puszczone. Ale, moi drodzy, nic pretenduję do doskonałości. Od dawna pożegnałem się z myślą o niej.
Uśmiechnął się ze smutkiem:
— Kiedyś, przed dwudziestu paru laty, ambicje, marzenia, wiara w siebie!... W dalekiej perspektywie Nagroda Nobla, ba czego tam nie było. Ale życie, życie...
— Podobała mi się twoja książka — sucho odezwał się Kuczymiński. — To jest dobra książka.
— Czytałeś?